Wróciła piłka, powróciła Ekstraklasa. Niestety powróciły również demony związane z wiarą w piłkarskich obcokrajowców. A szkoda, miałem nadzieję, że ciężka sytuacja na świecie oraz przede wszystkim brak ochoty na obniżenie pensji bez zagranicznych grajków, spowoduje, że otworzą się oczy prezesom, dyrektorom sportowym oraz trenerom. Nic z tego. A wystarczyło wolny czas wykorzystać na głęboką i szczegółową analizę przeszłości.
źródło: Maciej Maćkowiak twitter |
Niestety sytuacja się nie zmienia, aczkolwiek bieżące sprawy boiskowe spowodowały, że niektórzy trenerzy byli zmuszeni na zmianę warty...idealnym przykładem jest Lech Poznań, który po tragicznym początku, w końcu przejrzał na oczy i postawił na swoich. Efekt kapitalny (4:0 z Pogonią Szczecin... Moder i Kamiński z bramką a Puchacz z asystą). Szkoda tylko, że to nie planowany zabieg, tylko wymuszony.
Dobrze chociaż, że coś się dzieje, jednak mam wrażenie, że obecna sytuacja polskiej piłki klubowej oraz okrągła rocznica najważniejszego wydarzenia nie skłoniła do refleksji. Mnie z kolei tak i dlatego przybliżę w skrócie jeden z najważniejszych fundamentów tamtego sukcesu.
Trzynastu Polaków na boisku, Polak królem strzelców z siedmioma golami oraz Polak sterujący złotą szatnią. Tak to wyglądało 29 kwietnia 1970 roku w Wiedniu. Wszyscy pochodzący z pobliskich miejscowości. Górnik Zabrze był dla nich drugim domem, była to miłość z podwórka. Żyli, oddychali barwami górniczego klubu.
źródło: wikigornik.pl |
Odpowiednie wartości oraz podejście pozwoliły, że na Śląsku powstała potęga. Nie każdy z bohaterów był wychowankiem klubu, ale każdy był z nim zżyty.
Zacznijmy od największej gwiazdy Włodzimierza Lubańskiego. 23-letni chłopak z Gliwic z siedmioma bramkami został królem strzelców tamtych rozgrywek. Wsparty starszymi, doświadczonymi, mógł od kogo się uczyć, kogo naśladować i przy kim pokazać swoje największe atuty. Inaczej, wchodził do doświadczonej, naszpikowanej reprezentantami szatni, która pozwoliła Włodkowi na swobodę w grze, pokazanie magii na boisku a jednocześnie nie musiał się przejmować odpowiedzialnością, obowiązkami boiskowymi. Nie był "koniem pociągowym", tylko pierwiastkiem dodanym. Fantazjował na boisku, robił to co potrafił robić najlepiej.
źródło: igol.pl |
A obowiązki spadały na starszych, Stanisław Oślizgło, Ernest Pohl czy Zygfryd Szołtysik, piłkarze związani z Górnikiem przez lata i oprócz aspektów sportowych, wnosili do szatni tożsamość, co zaszczepiali w młodych, nowych. Wchodząc do szatni każdy wiedział co znaczy Górnik Zabrze. Klub był ich domem, a szatnia świątynią. Wspomnijmy, że w tym magicznym sezonie, partnerem Oślizgły na środku obrony był młodszy nawet od Włodzimierza Lubańskiego Jerzy Gorgoń. 21-letni środkowy obrońca był filarem Górnika Zabrze.
A to wszystko poukładał polski trener który co prawda nie pochodził ze Śląska:) Dzięki wcześniejszym sukcesom takim jak Puchar Ameryki z Polonią Bytom w 1965 roku oraz doświadczeniu prowadzenia polskiej reprezentacji, miał w szatni autorytet, który pozwolił na optymalne wykorzystanie potencjału chłopaków.
źródło: polskieradio24.pl |
A wyzwanie było przeogromne, ponieważ Górnik Zabrze był naszpikowany reprezentantami Polski - z Hubertem Kostką, Włodzimierzem Lubańskim, Zygfrydem
Szołtysikiem i Jerzym Gorgoniem na czele.
Rozpisywać się można, ale ja jednak przypomnę tylko jedno ... LZS Markowice, Orzeł Sośnica, MGKS Mikulczyce, Kolejarz Wodzisław Śląski, Unia Bieruń Stary, Orzeł Stańca, Zryw Chorzów, Wawel Wirek, Czarni Chropaczów, Slavia Ruda Śląska, Sośnica Gliwice, Jedność Michałkowice, WKKF Katowice, Lechia Lwów.
Ja chce tylko przypomnieć co było fundamentem tamtego sukcesu. Nie pieniądze, transfery, tylko skauting regionalny pozwolił na największy sukces w polskiej piłce klubowej. Wiem, że w tamtych czasach to było wymuszone, ale takie wymuszenie to ja rozumiem. Obecnie wystarczy czerpać z tego wzorce, przecież nie ma ograniczeń, wszystko można, więc do dzieła!