DECYDUJĄCY CZERWONY

Napisał Radek @ 31 stycznia 2016

Taka sama ilość punktów w lidze, najwyższy poziom sportowy zdecydowały, że spotkanie FC Barcelony z Atletico Madryt określane było mianem decydującym o mistrzostwie ligi hiszpańskiej. Oczywiście za wcześnie na koronacje którejś z tych drużyn, jednak w przypadku zwycięstwa Dumy Katalonii, sytuacja dla walczących zespołów z katalońskim klubem o tytuł mocno się skomplikuje. Na taki stan rzeczy wpływa fakt, że Barcelonie pozostał do rozegrania zaległy mecz ze Sportingiem Gijon.

Diego Simeone tradycyjnie przystępując do spotkania z Barcą musiał zamieszać składem. Nie inaczej było tym razem-Argentyńczyk wystawił jedenastkę pozbawioną klasycznej dziewiątki. Jednak taki zabieg nie przeszkodził w zdobyciu gola już na początku spotkania. Po wrzutce z prawej strony Saula Nigueza, Koke dopadł w polu karnym do futbolówki i z pierwszej piłki pokonał Claudio Bravo. Od 10. minuty Rojiblancos prowadzili na Camp Nou.

źródło: sport.interia.pl
 
Od samego początku spotkania podopieczni Simeone wysokim pressingiem spowodowali, że graczem Dumy Katalonii mieli problem ze swobodnym wyprowadzeniem piłki ze swojej połowy. Nawet po strzelonej bramce Atletico nie miało ochoty zmieniać stylu gry. Innego zdania byli jednak podopieczni Luisa Enrique, dla których stracony gol okazał się kubłem zimnej wody. Z minuty na minutę katalońska maszyna zaczęła się rozpędzać. W 30. minucie dopięła swego strzelając wyrównującą bramkę. Po asyście Jordiego Alby gola zdobył Lionel Messi.

źródło: espnfc.com

Po straconej bramce klub ze stolicy nie był w stanie opuścić własnej połowy, piłka jak bumerang wracała w pole karne Jana Oblaka. Osiem minut po strzeleniu wyrównującej bramki na Camp Nou ponownie zapanowała euforia. Po świetnym podaniu Daniego Alvesa do Luis Suareza, ten drugi wyszedł sam na sam z bramkarzem gości i strzałem po ziemi podwyższył wynik na 2:1.

źródło: slask.sport.pl

Tuż przed samym końcem pierwszej połowy zagotowało się w głowie Filipe Luisa, który brutalnym wejściem sfaulował Lionela Messiego za co dostał słuszną czerwoną kartkę.

źródło: skysports.com

Kibice po tym incydencie zastanawiali się ile bramek w drugiej połowie zaaplikuje Duma Katalonii swojemu przeciwnikowi. Po przerwie fani futbolu musieli przecierać oczy ze zdumienia, ponieważ to Atletico kontrolowało przebieg spotkania i było bliższe zdobycia wyrównującego gola. Niestety wyśmienitej okazji nie wykorzystał Antoine Griezmann, który przegrał pojedynek z Claudio Bravo, byłym kolegą z Realu Sociedad San Sebastian.

W 65. minucie nadzieję na dobry wynik dla Atletico skończyły się wraz z czerwoną kartką dla Diego Godina. Od tego momentu Rojiblancos nie byli w stanie zagrozić bramce FC Barcelony. Niestety również Barca, pomimo gry z przewagą dwóch zawodników, nie potrafiła przeprowadzić akcji pozwalającej postawić kropkę nad i, czym do samego końca trzymała swoich fanów w nerwowych nastrojach.

Niestety oprócz akcji bramkowych, FC Barcelona nie zaprezentowała swojego kosmicznego poziomu. Gołym okiem widać, że Dumę Katalonii dopadł tradycyjny już dla tego klubu spadek formy, który objawia się co roku na przełomie stycznia i lutego. Dlatego to zwycięstwo dla Blaugrany jest bardzo cenne, gdyż stawia ich w komfortowej sytuacji przed decydującym okresem  sezonu.

Z kolei Atletico Madryt zasłużyło na coś więcej niż porażkę. Niestety dobrą grę podopiecznych Diego Simeone przysłoniły bandyckie zachowanie Brazylijczyka Filipe Luisa oraz dwie czerwone kartki, które utrudniły Atletico dorównać kroku Barcie w hicie kolejki. A szanse na korzystny wynik były, gdyż Rojiblancos rozegrali jeden z najlepszych spotkań w obecnym sezonie.

Trzy punkty zostały na Camp Nou, dzięki czemu Barca została samodzielnym liderem. Sprzyjający kalendarz oraz zaległy mecz do rozegrania powodują że większość kibiców na świecie już założyło Barcelonie koronę na głowie.

NA WŁASNE ŻYCZENIE

Napisał Radek @ 25 stycznia 2016

Nie ma znaczenia, że jesteśmy na dnie, że leżymy na deskach jak  Artur Szpilka w ostatniej swojej walce. Smutno się robi patrząc na ten cały cyrk. Pewnie nie tylko mi. Z każdego zakątka Polski dochodzą dźwięki brzdęku metalu, który pochodzi ze szrotu.

Tak właśnie wygląda obecna sytuacja w piłkarskiej Ekstraklasie, który nie zmienia się od dłuższego czasu. Liczyłem, że osoby odpowiadające za stan polskiej piłki i klubów wyciągną wnioski i obiorą odpowiednią drogę, która gwarantuje sukces. Nic z tych rzeczy, cyrk pod tytułem polska liga cały czas prowadzi swoją działalność. I co najgorsze końca nie widać.

Oczywiście, poszczególne osoby cały czas twierdzą, że jest dobrze i że przedstawiciele klubów wprowadzają niezbędne narzędzia gwarantujące poprawę jakości. 

źródło: twitter

Ciężko się odnieść do  słów Prezesa Ekstraklasy Pana Dariusza Marzec, ponieważ wypowiedzi niektórych trenerów mówią co innego. Pracujący w polskiej lidze trenerzy (np. Michał Probierz) twierdzą że polskie kluby nie posiadają odpowiednich baz treningowych, tylko pojedyncze boiska. Rozbieżność duża, pewnie prawda leży po środku.

Jednak nie o funkcjonowaniu klubów jest ten artykuł (ta wzmianka miała pokazać, jaki chaos jest w polskiej klubowej piłce nożnej), a o tym co dzieje się na rynku transferowy. Ze wszystkich stron Polski słychać, że kluby mają akademię piłkarską, szkolą młodzież i co najważniejsze stawiają na najzdolniejszych ze szkółki. Takie głosy dochodzą co chwila-kibice mają nadzieję, że w końcu jakość sportowa pójdzie do góry. Niestety to tylko słowa nie poparte działaniami.

źródło: legia.com

Działania jakie wykonują polskie kluby od dłuższego czasu, a co w obecnym okienku transferowym jest nadal praktykowane, przypomina swego czasu sprowadzanie samochodów szrotów zza zachodniej granicy. Istny szał opętał przedstawicieli klubów na początku 2016 roku. Czytając o transferach w gazetach czy na portalach internetowych, natrafiamy na informację, że kolejny anonimowy obcokrajowiec zasilił polski klub.

Jednocześnie ciężko przeczytać o polskim piłkarzu, który zapowiada się na wielki talent, a runda wiosenna zweryfikuje jego umiejętności. Fakt, Polacy przewijają się w kontekście wzmocnienia polskiego klubu, ale to są zawodnicy, którzy wracają z zagranicznych klubów żeby regularnie móc grać i walczyć o miejsce na Euro do Francji.

Cieszyć mogą transfery polskich piłkarzy pomiędzy klubami ekstraklasowymi. Trzeba pozytywnie ocenić powrót do Legii Warszawa Ariela Borysiuka, który w poprzedniej rundzie był najlepszym piłkarzem Lechii Gdańsk.

źródło: legia.com



Niestety takie ruchy to ewenement w polskiej lidze. Również rzadkością są transfery obcokrajowców wewnątrz Ekstraklasy, jednak w tym przypadku transfer Fina z Poznania do Warszawy daje do myślenia, ponieważ w decydujących meczach Lecha Hamalainen się nie wyróżniał, a Legia wciąż powtarza, że chce podnieść jakość pierwszego zespołu - transfer Fina to wyklucza.

Co chwila zastanawiam się skąd przedstawiciele klubów biorą kolejnych anonimowych piłkarzy - może mają tak świetnie rozwinięty skauting (przeszłość mówi stanowczo NIE). Niestety duża większość tych transferów jest przeprowadzona na tzw. nos, może się uda. Nie ma w tym żadnego przemyślanego planu, tylko, no właśnie ciężko ocenić czym kierują się władze klubów sprowadzając jednego lub drugiego obcokrajowca - przeszłość pokazuje, że to nie pomoże w rozwoju klubu.

Książkę można napisać o nieprzemyślanych transferach zawodników do Ekstraklasy, które ukazują amatorskie zarządzanie klubami. Nie mam zamiaru się nad nikim znęcać, tylko chce pokazać, że broń nabita ślepakami nie spowoduje, że polska liga będzie szanowana, a Europa będzie się chować przed starciami z naszymi klubami. Chcę tylko uświadomić, że na własne życzenie znajdujemy się na dnie, wystarczy tylko pomyśleć i wybrać dobry kierunek, a wrócą czasy z polskim klubem w finale europejskich rozgrywek.

BLIŻEJ CORAZ BLIŻEJ

Napisał Radek @ 18 stycznia 2016

Tydzień temu poznaliśmy najlepszego piłkarza oraz piłkarkę na świecie 2015 roku. Jeśli chodzi o piłkarza, to wybór kibice już poznali w czerwcu poprzedniego roku, a styczniowa ceremonia była tylko formalnością.

Triumfator tej prestiżowej nagrody w piłce klubowej wygrał wszystko...no prawie. Została mu tylko obrona wraz ze swoim zespołem puchary Ligi Mistrzów. Żadna drużyna jeszcze tego nie dokonała i jeżeli mam być szczery, to tylko FC Barcelona ze swoim liderem Argentyńczykiem Lionelem Messim może tego dokonać w obecnej edycji.

źródło: freshwallpapers.net

Już za niespełna miesiąc walkę o triumf w Lidze Mistrzów sezonu 2015/2016 rozpocznie szesnaście drużyn, które po fazie grupowej zostały na placu boju. Co najmniej pięć drużyn myśli o mediolańskim finale. Jednak już 1/8 finału spowoduje, że niektórzy faworyci będą musieli marzenia o występie w finale przełożyć na następny rok.

Faza pucharowa rozpocznie się od rewanżu za poprzedni sezon, w którym to londyńska Chelsea będzie chciała udowodnić, że zeszłoroczna porażka w dwumeczu z Paris Saint-Germain była wypadkiem przy pracy. Niestety dla podopiecznych Guusa Hiddinka może się okazać że to "mission impossible", ponieważ obecny sezon to dla The Blues jedna wielka katastrofa. Z kolei Paryżanie mistrzostwo Francji mają już w kieszeni i skupiają się tylko na Lidze Mistrzów, w której ich celem jest majowy finał. Pocieszeniem dla Chelsea może być rewanż na Stamford Bridge.

źródło: sport1.de


Grudniowe losowanie 1/8 finału spowodowało, że faza pucharowa Ligi Mistrzów rozpocznie się od szlagierów. Oprócz wyżej wspomnianego, wielkie emocje towarzyszyć będą spotkaniu finalisty poprzedniej edycji Juventusu Turyn i mistrza Niemiec Bayernu Monachium. Ze względu na osobę Roberta Lewandowskiego, ten pojedynek w Polsce będzie szczególnie śledzony. Faworytem tego starcia jest klub z Bawarii, ale moim skromnym zdaniem fakt, że po sezonie Pep Guardiola opuszcza Monachium, zaważy na awansie Starej Damy do ćwierćfinału.

źródło: goal.com
Kolejnym pojedynkiem, który budzi duże zainteresowanie wśród kibiców będzie dwumecz obrońcy tytułu FC Barcelony z Arsenalem Londyn. Dobrzy znajomi z poprzednich lat ponownie spotykają się w 1/8 finału. Arsene Wenger może nazwać się pechowce, ponieważ gorzej nie mógł trafić. Faworytem tego starcia jest Duma Katalonii, która według bukmacherów i ekspertów również jest faworytem numer jeden do wygrania Ligi Mistrzów. Dlatego awans londyńskiego klubu byłby na całym świecie odbierany jako wielka sensacja.

źródło: mirror.co.uk

Swój debiut na ławce trenerskiej w roli pierwszego trenera w Lidze Mistrzów Zinedine Zidane zaliczy w Rzymie. Właśnie na AS Romę Real Madryt trafił w 1/8 finału. Na papierze faworytem są Królewscy i trudno znaleźć argumenty przemawiające za podopiecznymi Luciano Spallettiego. Jednak zmiany jakie następują w obu klubach, przede wszystkim na ławkach trenerskich, pozwalają piłkarzom rzymskiego klubu z optymizmem podejść do tej rywalizacji.

Ostatni z przedstawicieli ligi angielskiej Manchester City może w spokoju przygotowywać się do konfrontacji z Dynamem Kijów, ponieważ jest zdecydowanym faworytem i tylko kataklizm może spowodować, że to Ukraińcy awansują do ćwierćfinału. Jednak Łukasz Teodorczyk wraz z kolegami zrobi wszystko żeby 1/8 finału dla angielskiego klubu nadal była prawdziwym przekleństwem.

Holendersko-hiszpański pojedynek zapowiada się na najspokojniejszy dwumecz. Już sam awans do fazy pucharowej dla PSV Eindhoven jest sukcesem. Z kolei dla Atletico Madryt pojedynek z przedstawicielem ligi holenderskiej jest przystankiem w drodze do majowego finału.

Największa sensacją w obecnej edycji Ligi Mistrzów jest awans z grupy KAA Gent. Mistrz Belgii w fazie grupowej wyeliminował hiszpańską Valencię i francuski Olympique Lyon, dlatego dla wicemistrza Niemiec nie będzie to łatwy dwumecz pomimo, że VfL Wolfsburg na papierze jest faworytem. Belgowie już pokazali, że nikogo się nie boją, dlatego ten dwumecz zapowiada się na wyrównany.

źródło: ekstraklasa.net

Najbardziej wyrównaną parą 1/8 finału będzie pojedynek pomiędzy Benfiką Lizbona i Zenitem st. Petersburg. Lekko przewagę posiadają mistrzowie Rosji, którzy z pierwszego miejsca wyszli ze swojej grupy i rewanż zagrają na własnym stadionie. Konfrontacja portugalsko-rosyjska nie posiada faworyta i jestem przekonany, że walka o awans do ćwierćfinału będzie trwała do ostatniego dotknięcia piłki w rewanżowym spotkaniu.

źródło: swiatpilki.com, uefa.com

Szesnastego lutego szesnaście najlepszych drużyn w Europie rozpocznie walkę o mediolański finał. Giuseppe Meazza czeka na dwie ekipy, które dwudziestego ósmego maja rozstrzygną pojedynek, którego stawką będzie najważniejsze klubowe trofeum. Według bukmacherów i ekspertów pierwszy raz w historii zostanie puchar obroniony. Zanim dojdzie do ostatecznego rozstrzygnięcia, kibiców czeka olbrzymia dawka futbolu na najwyższym poziomie. Jestem przekonany, że każdy fan futbolu w kalendarzu ma zakreślony na czerwono lutowy termin oraz że walentynki w tym roku będzie obchodził 16 a nie 14 lutego...