DO DWUDZIESTU RAZY SZTUKA

Napisał Radek @ 30 lipca 2015

Po ostatnim gwizdku wczorajszego meczu Lecha, nie wiedziałem czy być zadowolonym z przyzwoitej gry Kolejorza, czy być wściekły, że w tak frajerski sposób przegrali mecz. Po chwili zastanowienia naszła mnie taka myśl, że futbol w tym spotkaniu okazał się sprawiedliwy.

Od początku meczu Szwajcarzy przejęli kontrolę, której nie oddali do końca meczu. Były momenty w których Poznaniacy potrafili zagrozić przeciwnikowi, ale były to pojedyncze epizody. Lech stwarzał tylko zagrożenie po kontratakach, w ataku pozycyjnym był nieśmiały, albo po prostu nie potrafił w taki sposób rozegrać akcji.


Nie można odmówić piłkarzom Lecha walki i zaangażowania, wyrównująca bramka pokazała, że podjęli walkę i mieli ambicje, żeby wygrać spotkanie. Jednak to za mało na czwartą rundę eliminacji Ligi Mistrzów. I nie chodzi tu o doświadczenie, gdyż Karol Linetty, który ma zerowe doświadczenie, na tle piłkarzy FC Basel wyglądał znakomicie.


Wychowanek Lecha był najjaśniejszą postacią w zespole gospodarza. On jako jedyny w głębi duszy może być zadowolony, pomimo niekorzystnego wyniku. Przede wszystkim perfekcyjnie zagrał w obronie, asekurował kolegów z drużyny, również świetnie się ustawiał, co powodowało mnóstwo przechwytów piłki w jego wykonaniu. To od niego zaczynały się najgroźniejsze akcje poznańskiego Lecha. W siedemnastej minucie przechwycił piłkę w środku pola i błyskawicznie podał do Kaspra Hämäläinena. Fin niestety spóźnił moment podania do Denisa Thomalli, który z trudnej sytuacji oddał strzał tuż obok bramki. W tym momencie musiało być 1:0. Takich indywidualnych błędów było sporo. Właśnie indywidualne błędy spowodowały, że Lech jest w bardzo trudnej sytuacji.

Do tego dochodzi niemoc przy stałych fragmentach gry. Zarówno w obronie, jak i w ataku Lech nie potrafili przekształcić tego elementu gry w swój atut. Bardzo ważna broń słabszych w starciu z tymi mocniejszymi, we wczorajszym meczu okazała się przekleństwem podopiecznych Macieja Skorży. To właśnie po rzucie rożnym FC Basel otworzyło wynik spotkania. Poznańska drużyna nie była wstanie nawet zagrozić przeciwnikowi ze stojącej piłki, a pod własną bramką powodowała szybsze bicie serca u swoich kibiców.


Pomimo indywidualnych błędów i niemocy przy stałych fragmentach gry, Lech Poznań jako drużyna do momentu czerwonej kartki dla Tomasza Kędziory grał bardzo mądrze taktycznie. Co prawda brakowało przejęcia inicjatywy i zepchnięcia rywala do głębszej obrony, prowokując przeciwnika do popełnienia błędu. Jednak dziewięćdziesiąt minut pokazało, że trener Maciej Skorża perfekcyjnie odrobił zadanie. Piłkarze Lecha niestety ale nie byli w stanie iść na wymianę ciosów ze Szwajcarami, musieli czekać na własnej połowie i liczyć na kontrataki.

Niewykorzystanie dogodnych sytuacji oraz błędy indywidualne i nieudolność przy stałych fragmentach gry spowodowały, że Lechowi tylko cud może pomóc w awansie do następnej rundy. Sytuacja jest beznadziejna, ale z przebiegu meczu to Szwajcarzy zasłużyli na awans, a kibice w Polsce nie mogą narzekać, tylko uświadomić sobie, że nadal jesteśmy zaściankiem w europejskiej piłce. Teraz poznańskiej drużynie pozostała walka o korzystny wynik w rewanżu. Na nic innego nie mogą już liczyć.

PIERWSZY SZCZYT

Napisał Radek @ 29 lipca 2015

Zostały cztery szczyty do pokonania, wzniesienia warte każdej kropli potu i krwi. Tuż za nimi znajduje się brama, która oddziela szarzyznę od Edenu. Wystarczy do niej dotrzeć i ją otworzyć. W momencie uchylenia wrót, ukaże się raj, który bardzo dawno nie był widziany w Polsce. Ostatnim klubem, który rozkoszował się obecnością w magicznym miejscu był Widzew Łódź dziewiętnaście lat temu, kiedy to jesienią 1996 roku korzystał z przyjemności jakie dostarcza rajskie miejsce.

Wstydem jest odliczać lata od ostatniego występu polskiego klubu w Lidze Mistrzów. Przedłużający się okres ciąży na kolejnych klubach, piłkarzach, trenerach. Z każdej strony dochodziły do Mistrzów Polski głosy, że tyle lat nas nie ma w elitarnym gronie, to jest ten moment, jak nie teraz to kiedy, itp..


Z racji siły przeciwnika, z którym Lech Poznań spotka się w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, głosy ucichły, roznosi się tylko szept, że to przeciwnik nie do przeskoczenia. Portale internetowe, gazety rozpływają się w zachwytach nad szwajcarskim klubem. Polscy dziennikarze prześcigają się w argumentach chwalących FC Basel. Jednak nigdzie nie jest podana ilość trofeów zdobytych w Europie. Nikt nie podaje, gdyż szwajcarski klub tak jak Lech nie zdobył żadnego europejskiego pucharu-w najważniejszej statystyce jest remis.

Przeciwnik, który jest faworytem dwumeczu z Kolejorzem można chwalić za profesjonalizm na każdej płaszczyźnie oraz skauting. Jednak szkolenie młodzieży zostawia wiele do życzenia, ponieważ wydając ponad trzy miliony euro rocznie na akademię, od początku istnienia szkółki czyli od 1999 roku tak naprawdę wypuścili jednego piłkarza klasy światowej (Ivan Rakitic), reszta to solidni rzemieślnicy.

 

Wspominając o dominacji w Szwajcarii, o dziewięciu tytułach w ciągu ostatnich dwunastu lat, w tym sześć z rzędu, nie robi to wrażenia, ponieważ liga szwajcarska jest na podobnym poziomie co polska Ekstraklasa (mistrz musi występować w eliminacjach Ligi Mistrzów).

FC Basel jest marką uznaną w Szwajcarii, w Europie niekoniecznie, oczywiście jak każdy klub szanowaną. Bardziej zauważana za podobieństwa do FC Barcelony, niż sukcesy. Oczywiście, Szwajcarzy dla drużyn ze średnich lig są wzorem, przykładem i celem, do którego należy dążyć. Jednak projekt klubu nie zdaje do końca egzaminu, ponieważ nie przynosi trofeów w Europie.

A Lech, klub również profesjonalnie zarządzany, z rozbudowaną akademią piłkarską i wizją na przyszłość. Oczywiście występy w europejskich pucharach w ostatnich latach pokazują, że to FC Basel jest faworytem. Ale w przeszłości nie ma co grzebać. Liczy się tu i teraz. Poznańska ekipa musi zagrać mecz życia, zademonstrować swojemu przeciwnikowi  swoje najlepsze umiejętności. Jest na fali po zdobyciu mistrzostwa Polski i chce ją kontynuować.


Ukazanie przez polskich dziennikarzy szwajcarskiego klubu jako potęgi europejskiej, może pomóc Lechowi w odniesieniu zwycięstwa w dzisiejszym dniu. Kolejorz w żadnym aspekcie nie ustępuje szwajcarskiej ekipie i nie może się jej bać. Nie może również mieć respektu do tej drużyny, tylko wierzyć w siebie i podjąć walkę. Lech musi się zaprezentować jak w ostatniej akcji meczu ligowego z Lechią Gdańsk, gdzie w katalońskim stylu strzelił bramkę dającą zwycięstwo. No właśnie w katalońskim, nie w bazylejskim.

ROSYJSKA GOŚCINNOŚĆ

Napisał Radek @ 26 lipca 2015

Śledząc ceremonię losowania grup eliminacyjnych MŚ Rosja 2018, nie sposób było zauważyć,że goście zgromadzeni na widowni czekają na afterparty. Samo losowanie było tylko przystawką przed daniem głównym. Każdy z niecierpliwością czekał na rosyjską gościnność. Otwartość Władimira Władimirowicza spowodowała zainteresowanie gości atrakcjami po losowaniu.

Samo losowanie odbyło się bez żadnych kontrowersji i wpadek. Tuż przed ceremonią głos zabrał Prezydent FIFA Sepp Blatter oraz Prezydent Rosji Władimir Putin. Emocje wzrastały, ale tylko u kibiców, ponieważ atmosfera w Pałacu Konstantynowskim była senna.

Po formalnościach związanych z innymi kontynentami, przyszedł czas na losowanie strefy europejskiej, za które odpowiedzialni byli, były reprezentant Niemiec Oliver Bierhoff oraz  reprezentant Rosji Aleksandr Kerzhakov. Europa żyje trwającymi eliminacjami do przyszłorocznych Mistrzostw Europy we Francji, ale na chwilę swoje oczy skierowała na Sankt Petersburg.

Z perspektywy polskiej reprezentacji ziemia rosyjska okazała się łaskawa, a delegacja wyjeżdża z uśmiechami na twarzy. Zarówno losowanie jak i terminarz powoduje, że wśród kibiców zapanował ogromny optymizm. Ale czy słusznie? Fakt, z drużyn wyżej rozstawionych polska kadra nie wylosowała potęg. Dania i Rumunia nie powalają na kolana, dlatego z tych przeciwników możemy być zadowoleni.


Natomiast drużyny niżej rozstawione, które uzupełniły grupę E, mogą powodować niepokój. Jednak terminarz powoduje, że najdłuższa podróż jaka czeka polską kadrę będzie na inaugurację rozgrywek i bardzo szybko Biało-Czerwoni będą mogli wymazać ją z pamięci.To korzystny układ. Pozostała dwójka czyli Czarnogóra i Armenia to wymagający przeciwnicy, w szczególności na własnym stadionie. Przekonała się już o tym polska kadra w eliminacjach do ostatnich Mistrzostw Świata, w których dwukrotnie zremisowała z Reprezentacją Czarnogóry.

Polacy są w stanie zdobyć komplet punktów na własnym stadionie. Urwanie punktów na wyjeździe Danii albo Rumunii postawi Biało-Czerwonych w komfortowej sytuacji. Ale kluczowe będzie uniknięcie wpadek na terenach tych teoretycznie słabszych drużyn, czyli Armenii, Kazachstanu oraz Czarnogóry.

Wczorajsze losowanie spowodowało, że w pozostałych grupach czekają nas szlagiery. W grupie G zapowiada się najciekawszy dwumecz. Los skojarzył ze sobą Hiszpanię i Włochy. Na miano grupy śmierci zasługuje grupa A, w której zmierzą się Holandia, Francja oraz Szwecja.

Za najbardziej wyrównaną grupę można uznać grupę I, w której o awans będą walczyć Reprezentacje Chorwacji, Islandii, Ukrainy, Turcji oraz Finlandii.


Aktualni Mistrzowie Świata trafili do grupy C, w której zajmując każde inne miejsce niż pierwsze okrzyknięte zostanie mega sensacją. Faworyta nie ma grupa D, a o awans powalczą Walia, Serbia, Austria i Irlandia. Anglia, Słowacja, Szkocja oraz Słowenia-drużyny które powalczą o awans z grupy F, chociaż na papierze faworytem jest Reprezentacja Anglii. Cristiano Ronaldo i jego reprezentacyjni koledzy są faworytem grupy B, ale żeby to potwierdzić będą musieli rozprawić się ze Szwajcarią, Węgrami, Wyspami Owczymi, Łotwą oraz Andorą. Faworytem grupy H jest Belgia, ale Bośnia i Herzegowina posiada potencjał pozwalający pokrzyżować Czerwonym Diabłom plany o bezpośrednim awansie do rosyjskiego Mundialu.

Wczorajsza ceremonia w Sankt Petersburgu okazała się szczęśliwa dla Polaków. Zarówno losowanie jak i terminarz pozwalają realnie myśleć o bezpośrednim awansie do Mistrzostw Świata. Tuż po rosyjskiej imprezie w całym kraju zapanowała euforia, ale dzisiaj kiedy emocje opadły, każdy odłożył terminarz na półkę i zaczął koncentrować się na najważniejszym wydarzeniu jakim są eliminacje do przyszłorocznych Mistrzostw Europy Francja 2016, a w szczególności do wrześniowego starcia z Niemcami we Frankfurcie.

PODĄŻAJĄC ZA ŚLADEM D'ARTAGNANA

Napisał Radek @ 23 lipca 2015

Po wczorajszym awansie Lecha Poznań do trzeciej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów, dzisiaj o awans do kolejnej rundy walczyć będą Jagiellonia Białystok, Śląsk Wrocław i Legia Warszawa. Emocje jakie towarzyszom rewanżom polskich klubów w eliminacjach do Ligi Europy są nieporównywalnie większe niż te wczoraj. Poznański Kolejorz już w pierwszym meczu zapewnił sobie awans, a w środę tylko walczył o komplet punktów do rankingu, skutecznie wywiązując się z zadania.

Maciej Skorża bez emocji mógł podejść do meczu. Pracę jaką wykonali jego podopieczni w Sarajewie, spowodowała, że trener Kolejorza środowy  pojedynek mógł potraktować jako sparing. I tak to wyglądało-szybko strzelona bramka, kontrolowanie spotkania bez forsowania tempa. Rewanż z FK Sarajewo pokazał jakim doświadczeniem pucharowym dysponuje Macieja Skorży. Występy Wisły Kraków, Legii Warszawa oraz saudyjskiego Ettifaq FC w pucharach pod wodzą obecnego szkoleniowca Lecha obfitowały w różne momenty-była euforia, były też kompromitacje. Najważniejsze, że z upadków i wzlotów Skorża wyciągnął pozytywne wnioski, co potwierdza dwumecz z FK Sarajewo.

Takim doświadczeniem nie mogą się pochwalić trenerzy klubów występujących w eliminacjach do Ligi Europy. Ale obecny sezon jest idealnym momentem aby takie doświadczenie zdobyć.

W upalnej Nikozji swój warsztat będzie chciał jak najlepiej zaprezentować Michał Probierz, trener Jagiellonii Białystok. Szkoleniowiec z małym doświadczeniem w europejskich pucharach. Przy pierwszej przygodzie w Europie, w roli trenera również Jagi, nie zaznał awansu, nawet zwycięstwa. W tym sezonie w końcu poczuł smak awansu do kolejnej fazy. Jego drużyna wygrała oba mecze w pierwszej rundzie, a w trzech meczach nie straciła żadnej bramki. W pierwszym meczu z Omonią Nikozja padł bezbramkowy remis.


Szkoleniowiec z wysokimi umiejętnościami trenerskimi oraz ciekawym pomysłem na grę. Największy sukces to poprzedni sezon-trzecie miejsce w Ekstraklasie i walka do końca o tytuł mistrzowski. Jego wielkim atutem jest wyszukiwanie utalentowanych juniorów i odwaga przy wprowadzaniu ich do pierwszego składu. Wyeliminowanie Omonii Nikozja będzie jego największym sukcesem odkąd został trenerem. Idealne wyzwanie dla charyzmatycznego Michała Probierza, sprawdzian dotychczasowej pracy. Nagrodą za awans będzie poziom sportowy przeciwnika w trzeciej rundzie-podobny do Cypryjczyków. Ekstraklasa potwierdza, że jest przygotowany do podjęcia się zadania. 


Z żadnym doświadczeniem w europejskich pucharach w roli trenera przystępował do pierwszej rundy Tadeusz Pawłowski, który swoją przygodę ze Śląskiem Wrocław rozpoczął w lutym 2014 roku. Pod jego wodzą gra drużyny zaczęła ewoluować, czego efektem są występy w eliminacjach do Ligi Europy. Kiedy władze wrocławskiego klubu zatrudniały Pawłowskiego, większość kibiców określała ten wybór jako dobry. Legenda klubu, człowiek stąd, z doświadczeniem w pracy z młodzieżą, przesiąknięty austriacko-niemieckim podejściem do pracy. Rzeczywistość szybko przyznała rację przedstawicielom klubu-odpowiedni człowieka na odpowiednim miejscu.


Teraz czeka Tadeusza Pawłowskiego największe wyzwanie w karierze trenerskiej-podbić Goteborg! Po bezbramkowym remisie we Wrocławiu, szanse na wyeliminowanie Szwedów zmalały. Jednak podejście jakie zaprezentowała drużyna z NK Celje może okazać się również zwycięskie w tym dwumeczu. Entuzjazm i spokój-cechy opisujące trenera Pawłowskiego. Zaszczepienie tych cech piłkarzom w dzisiejszym spotkaniu pozwoli awansować i zmierzyć się w następnej rundzie z portugalskim Belenenses. Czy tak się stanie? Przed Tadeuszem Pawłowskim bardzo trudne, ale wykonalne zadanie. Bo jak nie on to kto?



Z największym doświadczeniem w pucharach przystępuje trener warszawskiej Legii, Henning Berg. Krytykowany za końcówkę zeszłego sezonu, przede wszystkim za utratę mistrzostwa oraz za kompromitację w Superpucharze Polski, potrafił w krótkim czasie odbudować morale drużyny. Dzień w którym podpisał kontrakt z Legią Warszawa jest momentem, w którym podjął się największego wyzwania w swojej dotychczasowej karierze trenerskiej. Atutami Berga są chłodna głowa i doświadczenie jakie nabył grając w lidze angielskiej.


Poprzedni sezon w europejskich pucharach był bardzo udany, obecny ma być jeszcze lepszy. Pewna awansu do następnej rundy Legia nie może się czuć, ale zwycięstwo 1:0 w pierwszym meczu przy Łazienkowskiej 3 z rumuńskim FC Bokosani stawia podopiecznych Norwega w roli faworyta. Faza grupowa to obowiązek, wyjście z grupy-plan minimum. Doświadczenie zdobyte w poprzednim sezonie pozwala realnie myśleć o wiosennych występach w Lidze Europy.


Trzej muszkieterowie chcą podążyć drogą Macieja Skorży. Jesteśmy zgodni, że wspólnym celem całej trójki jest awans do fazy grupowej Ligi Europy. Wyniki uzyskane w pierwszych meczach pozwalają wierzyć w końcowy sukces. Jako przywódcy muszą nakierować swoje drużyny tak, aby trafiły do trzeciej rundy. Każdy z nich jest gotowy na podjęcie tego wyzwania. Ale czy podołają zadaniu? Odpowiedź wieczorem.

WILCZKI

Napisał Radek @ 21 lipca 2015

Pierwsze emocje za nami, kolejka numer jeden za nami, poznaliśmy strzelca pierwszej bramki w sezonie 2015/2016 w Ekstraklasie. Jubileuszowy dziesiąty sezon Ekstraklasy można uznać za rozpoczęty. Kraków i Gdańsk-północ i południe, malownicze regiony, wizytówki Polski-w tych miastach zainaugurowano sezon w polskiej lidze.


Po pierwszej kolejce nie można wysuwać wniosków, analizy są zbędne. Pochwały dla piłkarzy zostawmy na później, ponieważ jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Wróćmy najpierw do poprzedniego sezonu i do innej strony naszej ligi, biznesowej. Przed rozpoczętym w piątek sezonem został opublikowany raport za poprzedni sezon, który przedstawia progres polskiej ligi. Czternaście z szesnastu klubów Ekstraklasy zwiększyło swoje przychody w roku 2014 w porównaniu do 2013. Sytuacja finansowa klubów Ekstraklasy w roku 2014, w porównaniu do roku 2013, uległa poprawie. 


Prawie wszystkie (za wyjątkiem Śląska Wrocław i Górnika Zabrze) zwiększyły swoje przychody. Siedem klubów osiągnęło zysk (rok wcześniej tylko trzy), a łączna strata wszystkich spółek wyniosła zaledwie 42 miliony złotych. Po raz drugi z rzędu strata nie przekroczyła 100 milionów złotych i w porównaniu do roku 2013 zmniejszyła się aż o około 6 milionów.

Przedstawiając w skrócie analizę biznesową, można zauważyć, że przedstawiciele polskich klubów wyciągają wnioski i zaczęli efektywnie zarządzać klubami. Oczywiście daleko do najlepszych, ale widać światełko w tunelu.

Wraz ze wzrostem przychodów, wzrasta również ilość młodzieżowców w najwyższej klasie rozgrywkowej. Już w pierwszej kolejce niektórzy trenerzy postawili na utalentowanych chłopaków i okazały się to dobre posunięcia. Młodzież na samym starcie rozgrywek mocno łokciami pracuje, co niektórym pomogło w spektakularnym występie. Oczywiście po jednym spotkaniu nie można wyciągać daleko idących wniosków, ale warto rzucić okiem na poczynania młodzieży w pierwszej kolejce.

Zaczynając od piątkowych spotkań, na uwagę zasługuje Bartosz Kapustka z Cracovii Kraków. 18-latek debiutował w tamtym sezonie, a meczem w Gdańsku pokazał, że warto go obserwować. Kreatywny, z polotem pomocnik dał się we znaki obrońcom Lechii, mimo że grał tylko 45 minut.

W tym samym spotkaniu mieliśmy okazję obserwować poczynania Adama Buksy z Lechii Gdańsk. Na tle bardzo słabo grającej Lechii, środkowy napastnik wyróżnił się i był najlepszym piłkarzem gdańskiej drużyny. W meczu z Cracovią zaimponował dojrzałością oraz nieustępliwością. Z wychowanka Wisły Kraków duży pożytek będą mieli na Pomorzu. Trzeba wspomnieć o tym, że Buksa dwa lata temu trafił z juniorów Wisły Kraków do włoskiej Novary. W Serie B co prawda nie zadebiutował, ale ogrywał się w Primaverze.


W sobotnie popołudnie na boisku pojawił się Patryk Lipski z chorzowskiego Ruchu. Wystarczyła mu druga część spotkania, żeby zostać okrzyknięty następcą Filipa Starzyńskiego. Mający oczy dookoła głowy, potrafi świetnym podaniem obsłużyć kolegę z drużyny. Oprócz umiejętności pokazał również zadziorność i twardą walkę. Pomimo swojego zaangażowania nie pomógł Ruchowi w odrobieniu strat, ale na pewno utkwił w pamięci kibiców.


Bohaterem pierwszej kolejki okazał się napastnik Korony Kielce Michał Przybyła. Jego dwie bramki spowodowały, że kielecka drużyna sezon rozpoczęła od zwycięstwa. Już w pierwszej kolejce sezonu pokazał, że może zostać ligowym specjalistą od goli, mimo że oba gole z Jagiellonią były przypadkowe. Pierwsze trafienie zaliczył po tym, jak został trafiony piłką w klatkę piersiową przez bramkarza Jagiellonii Krzysztofa Barana, a drugie po dość przypadkowym uderzeniu prawą nogą. Nie zmienia to faktu, że piłka szuka go w polu karnym, a to jest duży plus dla napastnika.

Oprócz wspomnianej  trójki na uwagę zasługuje również Tomasz Zając z Korony Kielce, Michał Bartkowiak ze Śląska Wrocław oraz Przemysław Mystkowski z Jagiellonii Białystok. Co prawda pierwsza dwójka  przebywała na boisku po kilkanaście minut, ale zdążyli pokazać, że mają pojęcie o grze w piłkę nożną. Mystkowski z kolei wyszedł w pierwszym składzie, co pokazuje, że 17-latek jest przygotowany na walkę w większym wymiarze czasu.

Kilku z bardziej znanych i już doświadczonych młodzieżowców nie wystąpiło w pierwszej kolejce z różnych powodów, co pokazuje, że młodzież napiera. Nie wiadomo jak będzie w dalszej części sezonu, ale na tą chwilę możemy być zadowoleni z ilości młodzieżowców w pierwszej kolejce jak i w kadrach zespołów na sezon 2015/2016.

PODTRZYMAĆ PASSĘ

Napisał Radek @ 15 lipca 2015

Pięć zwycięstw z rzędu w europejskich pucharach w tym sezonie zaliczyły polskie drużyny. W XXI wieku z taką sytuacją nie mieliśmy do czynienia. W czwartkowy wieczór trójka naszych przedstawicieli w eliminacjach do Ligi Europy będzie starała się powiększyć serię zwycięstw. Zadanie nie będzie łatwe, ale nie niewykonalne. Wszystkie polskie zespoły pierwsze mecze rozegrają na własnym stadionie. Najłatwiejszego przeciwnika ma warszawska Legia, która spotka się z rumuńskim FC Botosani. Najtrudniejszego z kolei Śląsk Wrocław, który spotka się ze szwedzkim IFK Göteborg.


Jako pierwsi na placu boju pojawią się piłkarze Śląska Wrocław i Jagiellonii Białystok. Zarówno podopieczni Tadeusza Pawłowskiego jak i podopieczni Michała Probierza za cel w pierwszym meczu postawili sobie zwycięstwo.

Jagiellonia, która w poprzedniej rundzie zmiażdżyła litewski klub FK Kruoja Pokroje (9:0 w dwumeczu), w drugiej rundzie o awans powalczy z cypryjskim Omonia Nikozja. Dwumecz z cypryjską drużyną to arcyważne spotkania, ponieważ po wyeliminowaniu przeciwnika, w trzeciej rundzie drużyna z Białegostoku będzie rozstawiona. W białostockiej drużynie nie doszło do żadnych zmian kadrowych, co może być atutem przed jutrzejszym starciem. Cieszyć kibiców może fakt, że czwartkowe starcie będzie można obejrzeć na żywo w otwartym kanale telewizyjnym (TVP Sport).



Mniej szczęścia mają kibice wrocławskiej ekipy, którzy nie wybierają się na stadion, ponieważ żadna telewizja nie przeprowadzi transmisji ze spotkania. Śląsk Wrocław podbudowany wyeliminowaniem słoweńskiego NK Celje, do starcia z wicemistrzem Szwecji podejdzie w bardzo dobrych humorach. Nie tylko z powodu awans, ale również z powodu olbrzymich zmian jakie zaszły w kadrze WKS-u, w drużynie panuje świetna atmosfera. Przed dwumeczem z IFK Göteborg Wrocławianie znacząco wzmocnili zespół. Z klubem kontraktami związali się czeski pomocnik Marcel Gecov, obrońca Adam Kokoszka i napastnik Kamil Biliński. Cała trójka gwarantuje podniesienie poziomu sportowego. Najbardziej cieszy zakontraktowanie Kamila Bilińskiego. Wychowanek Śląska Wrocław wypełni lukę w linii ataku po Marco Paixao, który przed sezonem opuścił klub.



Jako ostatnia wyjdzie na murawę Legia Warszawa (transmisja w TVP2). Na Łazienkowskiej 3 podejmować będzie rumuński FC Botosani. Po kompromitacji z Lechem Poznań w Superpucharze Polski, Wojskowi przystępują do pierwszego meczu mocno zmobilizowani, będą chcieli zmazać piątkową plamę i już w pierwszym meczu zapewnić sobie awans do trzeciej rundy. Słowa Dusana Kuciaka w jednym z wywiadów, w którym powiedział, że porażka z Rumunami to będzie koniec świata, pokazuje kto jest faworytem dwumeczu. Niemniej jednak kibice Legii mogą być zaniepokojeni przed pierwszym meczem w europejskich pucharach, ponieważ sytuacja w klubie, a przede wszystkim styl jaki zaprezentowała drużyna na Bułgarskiej nie pozwalają pozytywnie myśleć.W jutrzejszym spotkaniu warszawskiej drużynie będzie mógł pomóc nowy nabytek Wojskowych napastnik Aleksandar Prijovic.



Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego w czwartkowy wieczór oczekujemy kompletu zwycięstw. Zanosi się na olbrzymie emocje. Zwycięstwa Jagiellonii, Śląska i Legii sprawią, że inauguracja sezonu 2015/2016 w Ekstraklasie będzie smakować wyjątkowo. Jest oczywiście jeszcze inny scenariusz, ale został odrzucony i nie jest brany pod uwagę. Wysoka frekwencja na stadionach pomoże klubom w zdobyciu cennych punktów do rankingu. Jako kibice dołóżmy cegiełkę do zwycięstw i wesprzyjmy piłkarzy w tym arcyważnym momencie, w walce o lepsze jutro dla polskiego futbolu.

ZROBIĆ PIERWSZY KROK

Napisał Radek @ 14 lipca 2015

Po piątkowym upokorzeniu odwiecznego rywala w meczu o Superpuchar Polski, jesteśmy zgodni, że piłkarze poznańskiego Lecha do dzisiejszego spotkania w ramach drugiej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów przystępują w bardzo dobrych humorach. Nie wynik, ale styl jaki zaprezentował poznański zespół napawa optymizmem.

Dzisiejszym meczem Lech Poznań rozpoczyna walkę o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, w której polski zespół po raz ostatni zagrał w sezonie 1996/97. Wówczas to Widzewowi Łódź udało się wejść do tych elitarnych rozgrywek.

Podopieczni Macieja Skorży są faworytem w dwumeczu z Mistrzem Bośni i Herzegowiny. FK Sarajewo obok Velezu Mostar i Zeljeznicara jest jednym z najbardziej utytułowanych klubów pochodzących z Bośni i Hercegowiny. Jednak liga bośniacka jest zdecydowanie słabszą ligą niż Ekstraklasa.

Patrząc na to jak jest przygotowana drużyna do sezonu, dzisiejszy przeciwnik nie powinien sprawić Poznaniakom większego problemu. Z perspektywy spotkania z Legią Warszawa, świetną pracę wykonał Maciej Skorża, który przygotował drużynę pod każdym względem na tu i teraz, co było wielkim problemem wcześniejszych zespołów. Za plus można uznać postawę przedstawicieli klubu, którzy nie przespali okienka transferowego i dokonali wzmocnienia kadry. Właśnie ten aspekt pozwala kibicom wierzyć, że po dziewiętnastu latach ponownie ujrzymy Mistrza Polski w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Przez ostatnie lata kolejni mistrzowie zamiast się wzmacniać, to sprzedawali kluczowych zawodników przed decydującymi meczami w Europie, czym sami już na starcie się eliminowali. Sytuacja Lecha jest inna, ponieważ nie tylko wzmocniona została kadra, ale również klubu nie opuścili kluczowi zawodnicy. Największe brawa dla prezesów i dyrektorów należą się właśnie za zatrzymanie liderów drużyny.

Największym atutem poznańskiej drużyny jest jednak trener Maciej Skorża, który po objęciu Kolejorza spowodował, że ta drużyna podejmuje walkę z każdym przeciwnikiem. To pod wodzą obecnego trenera zabrali Legii mistrzostwo, a w meczu o Superpuchar pokazali, że to Lech jest obecnie najlepszym polskim klubem.


Postawa poznańskiej lokomotywy na boisku odzwierciedla trenera-poukładana i mająca wiele pomysłów na rozegranie gry. Sam Maciej Skorża pokazał przez ostatnie pół roku, że cały czas się rozwija, w trudnych chwilach nie panikuje i przede wszystkim ma świetny kontakt z piłkarzami. Chemia jaką możemy zauważyć między trenerem i piłkarzami daje nadzieję na piękną jesienno-wiosenną przygodę w europejskich pucharach.


Mistrz Polski w fazie grupowej Ligi Mistrzów-brzmi abstrakcyjne, ale fakty jednoznacznie wskazują na poznańską drużynę jako najlepiej przygotowaną pod każdym względem ekipę z ostatnich przedstawicieli Ekstraklasy występujących w eliminacjach do najbardziej prestiżowych rozgrywek. Lech Poznań posiada predyspozycje pozwalające niemożliwe zamienić w możliwe. Dzisiaj rozpoczyna drogę-punkt A to bałkańskie piekło, stacja końcowa....

DWA MINUSY NIE DAJĄ PLUSA

Napisał Radek @ 12 lipca 2015

Mając na uwadze wakacyjny okres, możemy stwierdzić, że piątkowy mecz o Superpuchar Polski okazał się świętem piłkarskim. Wypełniony stadion po brzegi pokazuje ogromny apetyt na futbol. Opakowanie meczu Mistrza Polski ze zdobywcą Pucharu Polski sprostało najśmielszym oczekiwaniom. Całe wydarzenie zostało ubrane w  garnitur od najlepszego projektanta mody. Jednak tylko jedna drużyna miała przyjemność odziać się w ten garnitur.

Legia Warszawa zachwyciła całą piłkarską Polskę koszulkami meczowymi na sezon 2015/2016. Wspaniałe stroje zostały zaprojektowane na 100-lecie warszawskiego klubu. Zachwyca się każdy, od premiery rozchodzą się jak świeże bułeczki. We wczorajszym meczu podopieczni Henninga Berga wystąpili w komplecie wyjazdowym, który prezentował się fantastycznie. Już tak wspaniale nie prezentowali się na murawie piłkarze Legii, którzy spowodowali opuszczenie przez swoich kibiców stadionu na kilka minut przed końcowym gwizdkiem.


Smutny obraz wyłania się na Łazienkowskiej po piątkowym spotkaniu. Sam wynik nie spędza sen z powiek, ale gra jaką zaprezentowali piłkarze stołecznego klubu. Wiele osób usprawiedliwia podopiecznych Bega, argumentując, że to był pierwszy mecz po okresie przygotowań. Lech Poznań był w takiej samej sytuacji a mimo to zachwycił wszystkich kibiców, a akcja na 3:0 była w stylu FC Barcelony.

Analizując poprzedni sezon i wczorajszy mecz, gołym okiem widać brak postępu w grze Legii. Całą winę nie możemy zrzucać na Henninga Berga, ale moim skromnym zdaniem w dużej mierze jest winnym całej sytuacji. Niezrozumiałe rotacje jakie dokonuje od roku, mają wpływ na rozwój gry. Ok, przy takiej ilości meczów niezbędne są zmiany, ale nie można wymieniać na raz ponad połowę jedenastki tylko dwóch, trzech, maksimum czterech. Norwegowi można zarzucić nie wykorzystywanie zdolnych wychowanków. Superpuchar dosadnie to pokazuje-na ławce Marek Saganowski, który nie gra w piłkę, a nie ma Jakuba Araka, który błyszczał w okresie przygotowawczym. Takich przykładów można wymienić o wiele więcej.


Podczas pobytu Berga w Legii, żaden wychowanek nie był w stanie zadomowić się w pierwszej jedenastce. Natomiast jak już stawiał na wychowanków, to rzadko i nie na tych co wiodą prym w młodzieżowych drużynach.

Nie bez winy są przedstawiciele warszawskiej Legii. Zmiany w strukturach Akademii Piłkarskiej Legia, hurtowe zwalnianie trenerów grup młodzieżowych to historia na oddzielny artykuł, ale pokazuje roszady w pionie sportowym. Czy odpowiednie-czas pokaże, ale na dzień dzisiejszy klub stoi na rozdrożu i władze nie wiedzą, albo nie mają wystarczającej wiedzy do wybrania odpowiedniej drogi. Panowie, Bogusław Leśnodorski, Dariusz Mioduski i Maciej Wandzel nie potrafią zbudować kolektywu w dziale sportowym. Rzuca się w oczy brak komunikacji pomiędzy sztabem szkoleniowym pierwszej drużyny a trenerami młodzieżowych drużyn.

Największym minusem zarządu są transfery, a w szczególności słabość do zagranicznych przeciętniaków. Dział skautingu pozostawia wiele do życzenia, posunę się dalej nei wiedzą co robią. Ostatnich transferów nie można po jednym spotkaniu ocenić, ale poprzednie to w większości niewypały. Helio Pinto, Guilerme, Dossa Junior, Igor Lewczuk czy Dusan Kuciak-lista jest dłuższa, ale strata czasu żeby wszystkich wymienić. Oczywiście zdarzyły się wzmocnienia, jak Ondrej Duda. Piątkowe spotkanie pokazało, że Nemanja Nikolic będzie wzmocnieniem-po prostu ma to coś. Michał Pazdan też będzie, tylko musi grać na środku obrony, a nie tam gdzie trener sobie życzy.


Problemem Legii jest sama Legia. Nerwowe ruchy w zarządzaniu działem sportowym, nieodpowiednie zarządzanie drużyną przez trenera Henninga Berga oraz bardzo słaby skauting-to wszystko spowodowało, że warszawski klub nie jest mistrzem, został  w meczu o Superpuchar upokorzony przez poznańskiego Lecha, a co najgorsze nie widać światełka w tunelu. Kolejny zagraniczny szrot (Aleksandar Prijovic czy przewijający się w mediach Tony Juric) potwierdza niezrozumiałe ruchy władz klubu.

W tym momencie niezbędny jest spokój w drużynie i awans do fazy grupowej Ligi Europy, dlatego zwolnienie Berga to najgorsze rozwiązanie. Oczywiście warszawski klub musi szukać odpowiedniego trenera, który przy najbliższej dogodnej okazji zmieni Norwega. Natomiast natychmiast muszą nastąpić zmiany w pionie sportowym-Michał Żewłakow, Aleksandar Vukovic a przede wszystkim Dominik Ebebenge już więcej Legii nie dadzą i powinni przeprosić kibiców i odejść z klubu.


Synonimem Legii czasów obecnych władz jest zeszłoroczna sytuacja z Bereszyńskim i Celtikiem Glasgow w roli głównej. To pokazuje jaki bałagan panuje w warszawskim klubie. Stołeczny klub sportowo upada, kołem ratunkowym jest korzystanie z wychowanków w pierwszej drużynie, co nie jest praktykowane w klubie, który chwali się ile wydaje na szkolenie-dużo mówią, mało robią. Jak tak dalej będzie to uroczystość z okazji 100-lecia klubu okaże się najsmutniejszym wydarzeniem w historii Legii Warszawa.

BEZ FALSTARTU

Napisał Radek @ 10 lipca 2015

Cofając się do poprzednich lat i przypominając sobie wpadki jakie polskie kluby zaliczały w pierwszych rundach europejskich pucharów, nie mieliśmy prawa marzyć o zwycięskim początku w tym sezonie. Jagiellonia Białystok i Śląsk Wrocław sprawiły nam bardzo miłą niespodziankę. Oba zespoły wygrały pierwszy mecz, a w rewanżu na własnych stadionach nie pozostawili złudzeń przeciwnikom. Cieszy komplet punktów do rankingu, ale napawa optymizmem postawa jednej jak i drugiej drużyny na boisku.

Po zwycięstwach w meczach wyjazdowych, przyszedł czas na postawienie "kropki nad i" w spotkaniach na własnym stadionie.

Jako pierwsi na murawę wybiegli piłkarze Śląska Wrocław, którzy od początku spotkania grali swobodnie i kontrolowali przebieg spotkania. Już w czwartej minucie dobre dośrodkowanie Pawła Zielińskiego na gola zamienić mógł Tomasz Hołota, jednak środkowy pomocnik WKS-u główkował obok bramki. W jedenastej minucie meczu kontuzji nabawił się Flavio Paixao, który został zmieniony przez Krzysztofa Ostrowskiego. Zejście Paixao zdekoncentrowało podopiecznych Tadeusza Pawłowskiego, co chciała wykorzystać drużyna NK Celje. Kilkukrotnie groźnie zaatakowali w pierwszej połowie, ale nie potrafili strzelić bramki. Tuż po przerwie, Śląsk za sprawą bramki strzelonej przez Krzysztofa Ostrowskiego, rozstrzygnął sprawę awansu. Dziesięć minut później podwyższył wynik meczu i odebrał chęci do gry gościom. Autorem bramki na 2:0 w pięćdziesiątej szóstej minucie był nowy nabytek Wrocławian, Jacek Kiełb.


Mimo prowadzenia podopieczni Tadeusza Pawłowskiego nie zwalniali tempa i stwarzali kolejne sytuacje. W osiemdziesiątej minucie do głosu doszli jednak goście, którym udało się strzelić honorowego gola. Bramkę strzelił Ivan Firer. Dziesięć minut po strzelonej bramce przez Słoweńców, Jacek Kiełb dobił NK Celje ustalając wynik spotkania. Śląsk wygrał 3:1 (dwumecz 4:1 dla Śląska) i pewnie awansował do drugiej rundy eliminacji do Ligi Europy.

Pół godziny po rozpoczęciu meczu we Wrocławiu, swoje spotkanie rozpoczęli podopieczni Michała
Probierza. Gol strzelony w doliczonym czasie gry pierwszego spotkania rozwiązała worek, z którego bramki wyleciały w Białymstoku. Przy dopingu swoich kibiców, Jagiellonia Białystok zmiażdżyła w rewanżu FK Kruoja Pokroje 8:0 (dwumecz 9:0 dla Jagiellonii).


Jako pierwszy napoczął Litwinów Maciej Gajos w trzeciej minucie. Pięć minut później Karol Świderski podwyższył na 2:0. W osiemnastej i w doliczonym czasie gry pierwszej połowy dwa gole dołożył Patryk Tuszyński, który w czterdziestej dziewiątej minucie dobijając piłkę po niewykorzystanym przez siebie rzucie karnym skompletował hattricka. W sześćdziesiątej czwartej, siedemdziesiątej piątej i w osiemdziesiątej minucie bramki strzelił Przemysław Frankowski, który pojawił się dwie minuty przed pierwszym swoim trafieniem. Hattrick Frankowskiego ustalił wynik meczu.

Jagiellonia pierwszy raz w historii wyeliminowała przeciwnika w europejskich pucharach. Wcześniej dwukrotnie ze zmagań w eliminacjach Ligi Europy odpadła już na pierwszej przeszkodzie. Najpierw był to Aris Saloniki, a następnie Irtysz Pawłodar.

Zarówno Śląsk Wrocław jak i Jagiellonia Białystok w następnej rundzie zmierzą się z bardziej wymagającymi rywalami. Wrocławianie zagrają ze szwedzkim IFK Göteborg, natomiast podopieczni Michała Probierza zmierzą się z cypryjskim klubem Omonia Nikozja. Emocje gwarantowane.

PO PIĄTE W PIĄTEK

Napisał Radek @ 9 lipca 2015

Jeżeli wziąć pod uwagę tylko to co wydarzyło się dotychczas na rynku transferowym, piątkowy mecz o Superpuchar Polski będzie nowym rozdaniem w Derbach Polski. Zarówno Mistrz Polski, jak i zdobywca Pucharu Polski dokonał kilku roszad w składzie. O tym czy nowych zawodników zobaczymy na murawie zadecydują trenerzy obu ekip, ale trzeba przyznać że pozyskani piłkarze podniosą poziom sportowy zarówno w Legii jak i w Lechu.


Zamiana ról w polskiej Ekstraklasie również powoduje, że nadchodzący sezon to nowy rozdział w polskiej piłce. Klub z Łazienkowskiej będzie chciał odzyskać mistrzostwo, z kolei Lech potwierdzić, że jest najlepszym obecnie klubem w Polsce i zasłużenie zdobył tytuł. Zgodnie z nową tradycją, gospodarzem spotkania o Superpuchar Polski jest Mistrz.


Piątkowe starcie pomiędzy Kolejorzem a Wojskowymi będzie dopiero drugim spotkaniem w historii meczów o Superpuchar Polski pomiędzy obiema drużynami. Pierwszy pojedynek Lecha i Legii odbył się 9 września 1990 roku w Bydgoszczy, gdzie poznańska ekipa jako Mistrz Polski była gospodarzem spotkania i która mecz wygrała 3:1. Dla Kolejorza piątkowe spotkanie będzie ósmym w historii, w którym może zdobyć piąty tytuł. Do tej pory poznański Lech triumfował w latach: 1990, 1992, 2004, 2009. Legia dziewięciokrotnie stawała przed szansą zdobycia Superpucharu, a udało jej się to cztery razy w latach: 1989, 1994, 1997, 2008. Obydwie ekipy ex-aequo prowadzą w klasyfikacji triumfów w Superpucharze.




Warszawska Legia do piątkowego starcia przystąpi bez problemów kadrowych. Jedynymi kontuzjowanymi piłkarzami są Ivica Vrdoljak oraz Michał Kopczyński. Pomimo zaawansowanych negocjacji dotyczących transferu Ondreja Dudy do Interu Mediolan,  Słowak ma się znaleźć w kadrze meczowej. Szansę na debiut w oficjalnym meczu będą mieli Michał Pazdan, Nemanja Nikolic, Pablo Dyego oraz mistrzowie Polski Centralnej Ligi Juniorów. Podopieczni Henninga Berga z niecierpliwością czekają na pojedynek z Lechem, gdyż chcą zmazać plamę z poprzedniego sezonu i dlatego możemy być pewni, że stołeczny klub wyjdzie w najsilniejszym składzie i nie powtórzy się sytuacja z poprzedniego sezonu.



Poznańska lokomotywa do starcia ze stołecznym klubem przystąpi w prawie najsilniejszym składzie. Z powodu kontuzji nie wystąpią Fin Paulus Arajuuri oraz Węgier Gergo Lovrencsics. Maciej Skorża będzie miał do dyspozycji wszystkich nowych zawodników. Dariusz Dudka, Marcin Robak, Denis Thomalla i Abdul Azziz Tetteh w piątkowy wieczór będą mieli okazję zadebiutować w barwach Lecha Poznań. Cztery dni po Superpucharze Polski poznańska drużyna zmierzy się w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów z FK Sarajewo, jednak to nie spowoduje, że Lechici wyjdą w rezerwowym składzie. Nie zgodzę się z Maciejem Skorżą, że mecz z mistrzem Bośni i Hercegowiny jest ważniejszy od pojedynku z Legią, ponieważ zdobycie pucharu pozwoli nabrać pewności siebie piłkarzom Lecha przed występami w europejskich pucharach jak i również zyskać przewagę psychologiczną nad odwiecznym rywalem przed nowym sezonem. Dlatego piątkowy pojedynek jest tak samo ważny jak nie ważniejszy niż starcie z FK Sarajewo.



Starcie Lecha Poznań z Legią Warszawa będzie spotkaniem o coś więcej niż tylko o puchar. Podrażniona Legia chce udowodnić, że poprzedni sezon był wypadkiem przy pracy , zrobi wszystko żeby pokonać poznańską ekipę. Z kolei Kolejorz nie może dopuścić do świętowania przez odwiecznego rywala zdobycia  trofeum na Bułgarskiej.



10 lipca o godzinie 20:15 na INEA Stadion w Poznaniu przy komplecie publiczności zmierzą się dwie najlepsze drużyny w kraju. Zbliżające się pojedynki Legii i Lecha w europejskich pucharach, nie przeszkodzą kibicom w obejrzeniu widowiska na najwyższym poziomie. Piłkarskie święto jakim jest mecz o Superpuchar Polski oficjalnie otworzy sezon 2015/2016. Która z drużyn rozpocznie go w lepszych nastrojach? Który z klubów zdobędzie piąty Superpuchar w historii? Maciej Skorża czy Henning Berg-jeden zdobędzie puchar, drugi tylko przejdzie obok niego. Warszawsko-poznańska wojna trwa. Kolejna bitwa w piątek.

PIENIĄDZE NA STÓŁ

Napisał Radek @ 7 lipca 2015

Zaledwie kilka dni temu zostało uchylone okienko transferowe, a my już byliśmy świadkami kilku ciekawych transakcji z udziałem największych europejskich klubów. Jednak to nie pierwsze dni lipca doprowadziły do pierwszych ciekawych transakcji, lecz już w miesiącu czerwcu rozpoczęła się karuzela transferowa.

Jako pierwsi dali znać o sobie przedstawiciele FC Barcelony, którzy zaraz po zdobyciu Ligi Mistrzów zakontraktowali zdobywcę Ligi Europy Aleixa Vidala z Sevilli FC (17 milionów euro). Vidal zadebiutuje w nowym klubie dopiero w styczniu ze względu na zakaz transferowy jaki FIFA nałożyła na kataloński klub. Wczorajszego wieczora do Hiszpana dołączył Turek Arda Turan, który za 34 miliony euro przeszedł z Atletico Madryt. Z powodu wyborów na prezydenta, całą transakcję zaakceptować musiała komisja zarządzająca. Nowy sternik Dumy Katalonii, który zostanie wybrany 18 lipca, może do 20 lipca sprzedać piłkarza do Atletico za kwotę stałą operacji tj. 34 miliony euro minus dziesięć procent.


 Na półwyspie Iberyjskim klubem który dokonał największej ilości transferów jest Atletico Madryt. Oprócz Ardy Turana, klub opuścił Mario Mandzukic oraz brazylijski obrońca Joao Miranda. Na Vicente Calderon z kolei zawitali Luciano Vietto z Villareal (20 milionów euro) oraz Jackson Martinez z FC Porto (35 milionów euro) . Do klubu z wypożyczenia wrócił również utalentowany pomocnik Oliver Torres.

Z ciekawszych transferów, które odbyły się w lidze hiszpańskiej można uznać przyjście do Sevilli FC Jewhena Konoplanki (bez kwoty odstępnego) oraz do Betisu Sevilla Rafaela van der Vaarta (bez kwoty odstępnego). Real Madryt z kolei już w maju zakontraktował Danilo z FC Porto (31,5 miliona euro).

 

Mało aktywni na rynku transferowym są przedstawiciele klubów angielskich. Znani z szaleństwa i wyrzucania w błoto wielkich pieniędzy, tegoroczne letnie okienko rozpoczęli bardzo spokojnie. Wyłamał się tylko Liverpool, który jak na razie jest królem polowania na wyspach brytyjskich. Nathaniel Clyne to największe wzmocnienie kadry The Reds przed nadchodzącym sezonem. Anglik kosztował 12,5 miliona funtów i przyszedł z FC Southampton. Ponadto Brendan Rodgers zakontraktował Jamesa Milnera (bez kwoty odstępnego), Danny Ingsa (bez kwoty odstępnego), Roberto Firmino (41 milionów euro), Joe Gomeza (4,9 miliona euro) oraz bramkarza Adama Bogdana (bez kwoty odstępnego).

Zaskakujący transfer przeprowadził Arsene Wenger, który sprowadził ze Stamford Bridge Petra Cecha za 14 milionów euro, równocześnie posiadając świetnie spisującego się Davida Ospinę. Chelsea Londyn z kolei wypożyczyła z AS Monaco Radamela Falcao. Na Old Trafford zawitał holenderski skrzydłowy Memphis Depay z PSV Eindhoven. Utalentowany skrzydłowy kosztował Manchester United około 28 milionów euro.


U naszych zachodnich sąsiadów jak dotychczas niewiele się działo. Godny uwagi transfer przeprowadził Bayern Monachium, który za 30 milionów euro sprowadził ze Szachtara Donieck Brazylijczyka Douglasa Costę. Ekipę mistrza Niemiec opuścili Xherdan Shaqiri, Pepe Reina oraz Claudio Pizarro.

Wicemistrz Niemiec, VfL Wolfsburg, sprowadził z trzeciej drużyny poprzedniego sezonu Maxa Kruse. Borussia Mönchengladbach za napastnika otrzymała 12 milionów euro. Kolejnym ciekawym transferem między klubami Bundesligi jest przejście za 11 milionów euro z Bayeru 04 Leverkusen do Borussii Dortmund Gonzalo Castro. Z perspektywy  polskich kibiców, godny odnotowania jest transfer do VFB Stuttgart reprezentacyjnego bramkarza Przemysława Tytonia (bez kwoty odstępnego).


W lidze włoskiej do tej pory najszerzej okno otworzyli przedstawiciele mistrza Włoch. Do klubu przyszli Paulo Dybala z US Palermo (32 miliony euro), Mario Mandzukic z Atletico Madryt (19 milionów euro) oraz na zasadzie wolnego transferu Sami Khedira z Realu Madryt. Jednak odejście Andrei Pirlo oraz Carlosa Teveza powoduje, że dotychczasowe okienko Turyńczycy mogą ocenić na minus. Godne uwagi transfery przeprowadzono w Mediolanie.  Klub ze San Siro zakontraktował dwóch napastników, Carlosa Baccę z Sevilli FC (30 milionów euro) i Luiza Adriano ze Szachtara Donieck (8 milionów euro). Z kolei Inter wzmocnił się sprowadzając Geoffreya Kondogbię za 30 milionów euro z AS Monaco oraz
Xherdana Shaqiriego z Bayernu Monachium za 16 milionów euro. Wypożyczyli również Joao Mirandę z Atlietco Madryt. Pozostałe kluby liczą pieniądze i szukają okazji na rynku transferowym.


Francuska liga przyniosła jak na razie najmniej interesujących transferów. Spuszczone ze smyczy przez UEFA Paris Saint Germain (złagodzona sankcja za złamanie finansowego Fair Play) nie dokonało żadnego znaczącego transferu. Taką samą drogą podążyła reszta klubów, i dlatego Ligue1 nie wzbogaciło jak dotychczas o nową gwiazdę. Mało tego, ligę opuściło kilku wartościowych piłkarzy. Olympique Marsylia opuścili Andre Ayew (Swansea City), Dimitri Payet (West Ham United), Giannelli Imbula (FC Porto) oraz Andre-Pierre Gignac (meksykańskie Tigres UANL). Ponadto z AS Monaco odszedł  Geoffrey Kondogbia (Inter Mediolan). Kibice we Francji wierzą, że pozostały okres okienka transferowego przyniesie wartościowe transfery do Ligue1.


W naszym kraju ani chwili wytchnienia nie mają prezesi polskich klubów, którzy ostro przepracowali cały czerwiec i początek lipca, czego efektem jest spora liczba transferów.  Najaktywniejszy na rynku jest Lech Poznań. Kolejorz przed rozpoczęciem walki o fazę grupową Ligi Mistrzów pozyskał takich graczy jak Marcin Robak (100 tysięcy euro), Dariusz Dudka (bez kwoty odstępnego), Abdul Aziz Tetteh(300 tysięcy euro) oraz Denis Thomalla (400 tysięcy euro). Kroku poznańskiej drużynie dorównuje Lechia Gdańsk, która sprowadziła z GKSu Bełchatów Michała Maka (kwota nieznana), z Hajduka Split Mario Malocę (kwota nieznana) i wypożyczyła z TSG 1899 Hoffenheim bramkarza Marko Maricia. Warszawska Legia nie pozostaje bierna i również wzmacnia skład. Wojskowi mogą pochwalić się ściągnięciem Nemanji Nikolica (bez kwoty odstępnego), Pablo Dyego (bez kwoty odstępnego) i Michała Pazdana (700 tysięcy euro).


Na uwagę zasługują również przeprowadzka z Zawiszy Bydgoszcz do Cracovii Kraków Jakuba Wójcickiego (bez kwoty odstępnego) oraz przejście z Dundee United do Pogoni Szczecin Jarosława Fojuta (bez kwoty odstępnego). Ale największe wzmocnienia przeprowadzono pod Wawelem, Wisła Kraków za darmo pozyskała reprezentanta Polski Krzysztofa Mączyńskiego i Tomasza Cywkę.


Przed nami jeszcze kilka tygodni szaleństwa transferowego. Będziemy świadkami wielu ciekawych transferów. Na najciekawszą i najdłuższą sagę wyrasta ta w roli głównej z Sergio Ramosem. Ze względu na możliwe odejście hiszpańskiego obrońcy i Ikera Casillasa oraz przyjście Davida de Gei, klubem którego nazwa będzie najczęściej wymieniana będzie Real Madryt.

W Polsce dobrą robotę wykonali przedstawiciele klubów reprezentujących Ekstraklasę w europejskich pucharach. Dotychczasowe transfery pozostałych klubów również pozwalają pozytywnie myśleć o nadchodzącym sezonie.

Pamiętajmy, Paris Saint Germain bez ograniczeń, podrażniony Florentino Perez, odradzające się mediolańskie drużyny oraz kluby angielskie z jeszcze bardziej wypchanymi portfelami-polowanie dopiero się rozpoczyna, potentaci finansowi zaczęli przysiadać się do stołu. Możemy być spokojni, tegoroczne okno niebawem zostanie całkowicie otwarte.