Po meczu z Niemcy cały polski naród czekał na wtorkowy mecz
i zwycięstwo ze Szkocją. Kibice opromienieni pierwszym w historii zwycięstwem z
Niemcami i widocznym w grze biało-czerwonych progresem, nie przyjmowali do
wiadomości innego scenariusza niż trzy punkty z drużyną Gordona Strachana. Ze
względu na kontuzję selekcjoner Adam Nawałka musiał zmienić zwycięski skład. Za
kontuzjowanego Jakuba Wawrzyniaka w pierwszej jedenastce wybiegł Artur
Jędrzejczyk, a za Tomasza Jodłowca Krzysztof Mączyński.
Zwycięstwo ze Szkocją stawiało polską reprezentację w komfortowej sytuacji
przed kolejnymi meczami. Jedynym zmartwieniem kibiców przed pojedynkiem było
zmęczenie po meczu z mistrzami świata i drugi mecz w przeciągu trzech dni,
który jak historia pokazuje jest problemem polskiej kadry. Polski zespół
rozpoczął mecz nerwowo, miał problem z wysoko ustawioną drużyną przeciwnika.
Mimo słabego początku, drużyna Nawałki wyszła na prowadzenie, które szybko
straciła. Gra w wykonaniu biało-czerwonych była chaotyczna, rzuca się w oczy
słaba gra pomocników, w szczególności defensywnych. Niepokoić może swobodna
wymiana podań Szkotów na połowie Polaków i większa ilość wymienionych podań
przez drużynę przeciwnika. Rozumiem, że Adam Nawałka ustawia drużynę na
kontrataki, ale z przeciwnikiem przeciętnym
technicznie, u siebie przy fantastycznej publiczności musimy kontrolować grę i
zepchnąć przeciwnika do obrony. Niestety taktyka obrana przez trenera nie
przyniosła pożądanego efektu gdyż zremisowaliśmy 2:2. Pozytywną rzeczą w grze
polskiej reprezentacji to ostatnie trzydzieści minut i determinacja do zmiany
rezultatu. Udało się połowicznie, gdyż po pięknej akcji biało-czerwoni
doprowadzili do remisu, byli również blisko strzelenia zwycięskiej bramki. W
sumie były to jednak cztery dni wyjątkowe. Bez względu na huśtawkę nastrojów,
euforię po Niemcach i zawód po remisie ze Szkotami. Jeśli nawet ten drugi mecz
był dla klasy zespołu Nawałki bardziej znaczący, podarowała ona swoim kibicom
coś bezcennego - realne emocje. Nie skrajną rozpacz, zniecierpliwienie i nudę
jak bywało dawniej, ale pozytywny stres i umiejętność rozwiązywania sytuacji
krytycznych. To niezwykłe, że przy prowadzeniu z mistrzami świata ktoś w
drużynie Nawałki ośmielił się pomyśleć o drugim golu, i nie rozłożył bezradnie
rąk po drugiej bramce dla Szkocji. Do pełni szczęścia zabrakło, by Kamil
Grosicki w 84. min meczu ze Szkocją kopnął piłkę bardziej w prawo. Drużyna
miałaby wtedy po trzech meczach 9 pkt. Ma siedem, to dużo, choć bez żadnej
gwarancji. Zwłaszcza, że nietykalni naszej grupy, czyli Niemcy potknęli się dwa
razy. Wygląda na to, że rywalizacja w grupie D zamiast za plecami mistrzów
świata, będzie się toczyć z ich udziałem. Dziś, drużyna Joachima Loewa jest na
trzecim miejscu wyprzedzając Szkocję jednym golem. Polska znalazła się w czwórce
rywalizującej o dwa miejsca, a nie w trójce bijącej się o drugą pozycję. Dla
wielu kibiców, którzy włączając telewizor bez trudu mają dostęp do Barcelony,
Realu, Bayernu, albo Chelsea, reprezentacji Polski jest gatunkiem osobnym. Są
jej wierni bez względu na wrażenia estetyczne. Przywiązanie do barw narodowych
to słabość, na którą warto sobie pozwolić. Można kochać Barcelonę, lub Real dla
ich sukcesów, lub stylu gry, a drużynę Nawałki za to, że swoja. I pokazuje
charakter. Kapitan Lewandowski, pracownik Bayernu wytrwał 80 minut gry ze
Szkocją z dziurą w nodze.Graczom Nawałki udało się obudzić entuzjazm w
kibicach, krusząc stereotypy dotyczące piłkarza. W Polsce traktowało się ich
jako sportowców gnuśniejszych od innych, minimalistów łatwo zadawalających się
uprzywilejowanym statusem ekonomicznym. Brzydkie kaczątko naszego sportu
rozwinęło skrzydła. Odmieniło to 90 minut meczu z Niemcami.
Niewiarygodne jaki potencjał tkwi w naszej piłce. Trzeba to utrzymać,
przedłużyć, pielęgnować jak zarodek sukcesu. Czy urodzi się z niego awans na
Euro 2016? Pewności nie ma żadnej. Listopadowy mecz z Gruzją przybliży nas do
odpowiedzi na to pytanie.
WYZWANIE ŚWIATU RZUCONE
Napisał Radek @ 13 października 2014
W sobotni wieczór zatrzęsło w hierarchii reprezentacyjnej
piłki nożnej. Porażka Hiszpanii ze Słowacją, męczarnie Holendrów z Kazachstanem
to nic przy porażce mistrzów świata z Polską. Przepaść jaka dzieli obydwie
reprezentacje pokazuje co się wydarzyło na Stadionie Narodowym. Pierwszy raz w
historii piłki nożnej pokonaliśmy naszych zachodnich sąsiadów i to w meczu o
stawkę. Wiele słów było napisane, wiele było powiedziane przed meczem
Polska-Niemcy, ale żadne słowa nie przewidziały przebiegu meczu. Większość
kibiców w Polsce skazywała polską reprezentację na porażkę, eksperci dopisywali
już przed meczem trzy punkty Niemcom, znaleźli się również eksperci, którzy
proponowali odpuścić ten mecz wystawiając rezerwowy skład a siły skoncentrować
na wtorkowy mecz ze Szkocją. Wydawało się, że nie jesteśmy w stanie pokonać
Niemców. Wydawało się, że Polaków zawsze ogrywają beznamiętnie, bez zbędnych uczuć
i bez pasji, bo z pasją można grać z równym sobie. Tym razem zobaczyliśmy
innych Niemców. Okazało się, że to nie cyborgi, lecz ludzie, których może coś
dotknąć. Widać to było nie tylko w końcówce meczu kiedy jeden z piłkarzy gości
wdał się w szarpaninę ale i po ostatnim gwizdku kiedy prawie żaden z nich nie
podszedł do sektora gości żeby podziękować im za doping. Zabolało ich. Tak po
ludzku ich zabolało. Zauważenie tego faktu przez polskich piłkarzy może mieć
ogromnie znaczenie także w przyszłości. Człowieka znacznie łatwiej dotknąć niż
cyborga, znacznie łatwiej go pokonać. Sam mecz pokazał, że piłkarsko daleko nam
do Niemców. Mistrzowie świata z przebiegu meczu nie zasłużyli na porażkę,
oddali zdecydowanie więcej strzałów niż Polacy, o podaniach nie ma co
wspominać, gdyż była przepaść. Jedynym aspektem w którym byliśmy lepsi to walka
i zaangażowanie. Pierwszy raz od paru lat było widać, że polskim piłkarzom się
chce, walczyli o każdą piłkę, nie odstawiali nogi i co najważniejsze nie
przegrali meczu w głowach. Odrzucili strach, który powodowały statystyki i
umiejętności gry zespołowej Niemców. Widać w tym dużą zasługę selekcjonera
Adama Nawałki i jego sztabu szkoleniowego. Ogólnie decyzję selekcjonera okazały
się bardzo trafne. Postawienie na dwóch napastników, pojawienie się w
jedenastce Arkadiusza Milika, zmiany jakie dokonał w trakcie meczu, przekonują
że Nawałka jest odpowiednią osobą do prowadzenia biało-czerwonych. Przeszłość
tego nie potwierdza, ale fachowców poznaje się po wynikach w decydujących momentach,
a tym bez wątpienia był pojedynek z Niemcami. Oczywiście nie można popadać w
hurraoptymizm, ponieważ jest jeszcze wiele rzeczy w grze naszej reprezentacji
do poprawy, ale widać, że selekcjoner ma plan działania i kroczy zgodnie z nim.
Widać, że wykrystalizował się szkielet drużyny, konsekwentnie stawia na
konkretną grupę piłkarzy. Klasowy zespół musi mieć kręgosłup na którym musi się
oprzeć. Okazało się dobitnie, że trzy z czterech supełków tworzących linię są
zawiązane i nie ma potrzeby ich rozwiązywać i zmieniać. Chodzi o Szczęsnego,
Glika i Lewandowskiego. Żeby szczęście było pełne potrzeba jeszcze czwartego
supełka. Kogoś w pomocy. Nie chodzi nawet o defensywnego pomocnika, wiadomo, że
tę rolę znakomicie przez lata może pełnić Grzegorz Krychowiak. Chodzi o
klasycznego playmakera, który potrafi regulować tempo i znakomicie podać.
Niemcy mieli w swoich szeregach dwóch kapitalnie wywiązujących się z tej roli
zawodników: Kroosa i Goetze. Okazuje się, że bez playmakera można wygrać, ale
gdyby polska kadra dysponowała kimś takim na reprezentacyjnym poziomie o ile
zwiększałby się wachlarz jej możliwości? Niektórzy widzą w tej roli Sebastiana
Milę, ale dla mnie nawet gol zdobyty w meczu z mistrzami świata to zdecydowanie
za mało. Do tego dochodzą piłkarze, którzy podnoszą wartość drużyny i
uzupełniają liderów kadry. Szukała, Piszczek, Milik i przede wszystkim
Błaszczykowski, którego ze względu na kontuzję nie było, a który na pewno
podniesie poziom kadry, są świetnymi uzupełnieniami a nawet tak samo ważnymi
jak wymieniona wyżej trójka kręgami w biało-czerwonym kręgosłupie. Do tego
dochodzą młodzi perspektywiczni chłopacy, którzy w każdej chwili mogą wejść z
ławki i pomóc drużynie. Oczywiście mamy też problemy na niektórych pozycjach i
z wartościowymi zmiennikami na kilku innych. Ale wierzę w selekcjonera, że
podoła wyzwaniu i poradzi sobie z tymi problemami. Kibicom pozostało zaufać
trenerowi i piłkarzom, gdyż widać było na murawie drużynę i jedność. Oczywiście
polskiej reprezentacji pomogło szczęście, które miejmy nadzieję przyczyniło się
do zbudowania wielkiej drużyny, która tym meczem rzuciła wyzwanie światu.
Biało-czerwonym potrzebny był taki mecz,na przełamanie, dający dużo pewności
siebie i pokazujący że możemy wygrać z każdym. Teraz zasłużony odpoczynek i
mecz ze Szkocją. Zwycięstwo ze Szkotami to obowiązek, gdyż po zwycięstwie z
mistrzami świata nie wypada stracić punktów z wyspiarzami. Pierwszy krok
zrobili, muszą zrobić kolejny, żeby mieć świat u swoich stóp. Do zobaczenia we
wtorek.
OSIEMNASTOLATEK
Napisał Radek @ 8 października 2014
Czy pamiętacie Iana Wrighta? Jestem przekonany, że większość
kibiców nie kojarzy angielskiego napastnika. Młodsze pokolenie to
nie ma pojęcia o kogo pytam. Nie bez powodu pytam o czarnoskórego
piłkarza, jest to pierwszy zawodnik który strzelił bramkę w erze
Arsene'a Wengera w północnej części Londynu. Osiemnaście lat
temu reprezentant Anglii spowodował uśmiech na twarzy francuskiego
menadżera. Na początku przygody nikt nie mógł się spodziewać, że
związek Wengera z kanonierami będzie trwał tak długo i wejdzie w
fazę poważnego. Przez ten okres przewinęło się wielu dyrektorów
sportowych, prezesów, zmienił się właściciel, nawet klub wybudował
nowy stadion, ale szkoleniowiec pozostawał ten sam. Dla polskich
prezesów taka sytuacja nie będzie nigdy miała miejsca dlatego, że Francuz miał wzloty i upadki
podczas osiemnastoletniego pobytu w Londynie. W każdym polskim
klubie piłkarskim, Arsene Wenger nie przetrwałby po wpadkach jakie
zaliczył w Arsenalu. Wracając do jubilata można go nazwać świetnym
fachowcem i wielkim profesjonalistą, ale również wspaniałym
człowiekiem. To on pomógł Tony'emu Adamsowi wygrać walkę z
nałogiem, dał mu nawet opaskę kapitana. Na początku przygody w
krótkim okresie potrafił zbudować rodzinę, pomimo zastania rozbitej
drużyny po wcześniejszym trenerze Bruce'a Rioch. Stworzył
wielu wielkich piłkarzy, mistrzów świata i europy. Jest najbardziej
utytułowanym i najdłużej pracującym menadżerem w historii klubu.
Jednak związek z angielskim klubem nie zawsze wyglądał wspaniale i
usłany był różami. Były okresy w którym kibice kanonierów domagali
się zwolnienia Francuza. Najtrudniejszym okresem były ostatnie
dziewięć lat w których Arsenal nie potrafił zdobyć żadnego trofeum.
Kibice zarzucali Wengerowi, że nie potrafi przeprowadzać
transferów, łatwo pozbywa się gwiazd z drużyny. Największą rysą na
obrazie francusko-londyńskim jest brak zdobycia najważniejszego i
najbardziej prestiżowego pucharu czyli pucharu Ligi Mistrzów. Raz w
2006 roku zagrał w finale, ale jego drużyna musiała uznać wyższość
FC Barcelony, drużyny której styl jest kopiowany przez Francuza w
Arsenalu. Arsene Wenger miewał okresy lepsze i gorsze, wspiął się
na najwyższe szczyty i zanotował bolesny upadek, ale przez ten
okres stał się ikoną i legendą klubu i jako jedyny szkoleniowiec w
historii angielskiej ekstraklasy przeszedł cały sezon bez porażki.
Jego znak rozpoznawalny to ofensywny styl gry jaki prezentuje
Arsenal Londyn, przez co rozkochał w sobie kibiców The Gunners.
Można życzyć menadżerowi kolejnej osiemnastki z kanonierami i
zdobycia Ligi Mistrzów. Dla Wengera osiemnaście lat minęło jak
jeden mecz, a kibicom na całym świecie życzyć trzeba kolejnych
osiemnastu lat z Wengerem w północnym Londynie. Postawienie w przyszłości pomnika Arsene'owi przed stadionem The Emirates Stadium to oczywista oczywistość, pokaże to
jednocześnie jaką osobowością w futbolu jest Francuz. Piłkarscy ojciec i syn razem na zawsze
czyli największe legendy klubu. Sto lat mistrzu!
SPOD SIATKI
Napisał Radek @ 1 października 2014
Pierwsze trzy tygodnie września w Polsce przebiegały pod dyktando
Mistrzostw Świata w piłce siatkowej. Eksperci siatkarscy, kibice i
osoby które na co dzień nie interesują się tą dyscypliną, wierzyli
w medal polskich sportowców. Z niecierpliwością cały naród czekał
na mecz otwarcia międzynarodowej imprezy, który został rozegrany na
Stadionie Narodowym w Warszawie. W obecności ponad sześćdziesięciu
tysięcy kibiców Polska Reprezentacja meczem ze Serbią rozpoczęła
marsz, jak się później okazało, po złoty medal. Dream Team nie
zawiódł oczekiwań jakich wobec nich postawili polscy kibice.
Czternastka wspaniałych ze Stephanem Antigą i z jego
sztabem na czele wykonała fantastyczną pracę i we wspaniałym stylu zdobyli
zasłużone mistrzostwo. Poziom sportowy całej imprezy stał na bardzo
wysokim poziomie. Faworyci do zdobycia złota, czyli Brazylijczycy i
Rosjanie nie zawiedli, pokazując najwyższy poziom swoich
umiejętności. Niespodzianką mistrzostw okazali się Niemcy, którzy
stanęli na najmniejszym stopniu podium. Największym rozczarowaniem
mistrzostw okazali się Kubańczycy i Włosi. Na pochwałę zasługują
również Francuzi, którzy dotarli do półfinału. Oprócz aspektów
sportowych, Polska może być dumna z organizacji imprezy. Wielkie
brawa należą się władzom Polskiego Związku Piłki Siatkowej na czele
z prezesem Mirosławem Przedpełskim, którzy zdaniem prezydenta
Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej Ariego Graci,
zorganizowali najlepsze mistrzostwa świata w historii siatkówki.
Najlepszym zawodnikiem turnieju został Mariusz Wlazły. Mistrzostwa
Świata pokazały, że jesteśmy obok Rosji i Brazylii potęgą w męskiej
siatkówce, system szkolenia w Polsce to wzór do naśladowania dla
reszty świata. W Polsce nie ma dyscypliny sportowej o lepszym
systemie szkolenia. Mam nadzieję, że Mistrzostwa Świata otworzą
oczy prezesom innych dyscyplin zespołowych i spowodują, że nie
będziemy już się wstydzić za poziom sportowy polskich
reprezentacji.