DIABŁY BEZ ROGÓW

Napisał Radek @ 30 sierpnia 2015

– Nie do wiary. Nie do wiary. Piłka nożna. Cholera jasna! – słowa sir Alexa Fergusona po niesamowitej wygranej Manchesteru United w finale Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium. Czerwone Diabły zapewniły sobie zwycięstwo strzelając dwie bramki w końcówce (2:1). Kibice na świecie zawsze będą wracać do tego momentu i utożsamiać ten sukces z osobą Szkota. To był początek tłustych lat Manchesteru, w których na Old Trafford zgromadzono wiele trofeów a piłkarze porywali kibiców grą i walką do ostatniego gwizdka.


Kiedy Ferguson oznajmił, że odchodzi na emeryturę, w głowach kibiców przeszła myśl, że to koniec jakiegoś etapu w piłce nożnej. Ziemia się zapadła pod nogami fanów United. Każdy zastanawiał się jak będzie wyglądał futbol bez Szkota, przede wszystkim co będzie z Manchesterem. Powrót do rzeczywistości okazał się ciężki. Miejsce Fergusona na ławce trenerskiej zajął, namaszczony przez niego, inny Szkot David Moyes. Odnoszący sukcesy na miarę klubu Everton, według opinii publicznej był idealnym kandydatem na następcę. Prowadzący przez jedenaście lat klub z Liverpoolu jednak nie podołał wyzwaniu i po   niecałym jednym sezonie władze Manchesteru podziękowały mu za współpracę.

Realia pokazały, że znalezienie następcy nie będzie takie proste. Życie na Old Trafford zamarło, klub zajął siódme miejsce nie kwalifikując się do europejskich pucharów.  Oczywiście, początki Fergusona były również przeciętne. Ale w tamtym czasie Manchester nie rządził w Anglii, jak to miało miejsce w momencie  przyjścia do klubu Davida Moyes’a.

Po bardzo słabym sezonie przyparte do ściany władze Czerwonych Diabłów zatrudnili kontrowersyjnego Holendra na stanowisko menedżera. Louis van Gaal znany z ciętego języka i trudnego charakteru miał być lekiem na całe zło.

Cel jaki został postawiony przed nowym menedżerem był jasny - walczyć o mistrzostwo i wrócić do Ligi Mistrzów. Połowicznie zadania van Gaal zrealizował - Manchester zajął czwarte miejsce w Premier League i po pokonaniu w kwalifikacjach Club Brugge zagra w Champions League. Jednak z walki o tytuł szybko odpadł.  Kibice w dalszym ciągu są zaniepokojeniu sytuacją w klubie, a eksperci poważnie nie traktują Czerwonych Diabłów.

Od momentu opuszczenia klubu przez Fergusona, gra Manchesteru United obniżyła loty, styl nie porywa, a transfery przeprowadzane przez klub dawają dużo do myślenia.

Wracając do sukcesów Fergusona, na pierwszy rzut oka widać, że każdy był przy udziale wychowanków. We wspomnianym wcześniej finale, w pierwszej jedenastce wystąpiło czterech wychowanków (Gary Neville, David Beckham, Nicky Butt, Ryan Giggs).


Również największe sukcesy innych klubów oparte były albo są na wychowankach - nie zawsze byli decydujący, ale zawsze znaczący (Ajax Amsterdam 1971-1973, AC Milan 1989-1990 czy FC Barcelona 2006-obecnie).

Sir Alex Ferguson wyglądał na mądrą osobę, czego nie można powiedzieć o przedstawicielach United.  Szkot swoje sukcesy oparł na wychowankach. „Wspaniała szóstka” w znacznym stopniu przyczyniła się do największych sukcesów klubu.

Trochę inaczej wygląda to obecnie. W obecnej jedenastce próżno szukać produktu szkółki Manchesteru. Odejście od stawiania na "młodych Diabłów" jest winą całego klubu, który nie narzuca pewnego planu działania. Teraz widać jak ogromną władzę w klubie posiadał FergusonObecnie jest zupełnie inaczej. Przewijające się co rusz nowe nazwiska w kontekście transferu do Manchesteru, potwierdzają tezę, że na Old Trafford brakuje odpowiedniej strategii oraz wizji przyszłości klubu. Również przeciągająca się saga pod tytułem „David de Gea w Realu Madryt” nie rzuca dobrego światła.

Zatrudnienie Louisa van Gaala również nie gwarantuje sukcesów. Ba, nie gwarantuje również stabilności na najwyższym poziomie oraz walki o trofea. Ze względu na osobę Holendra piłkarze dużym łukiem omijają Old Trafford (przykład Pedro Rodrigueza), co jeszcze cztery lata temu było nie do pomyślenia.

Przeprowadzone dotychczas w letnim oknie transfery z jednej strony są wzmocnieniem, ale również budzą niepokój.  Letni zaciąg posiada jedną wspólną cechę – każdy piłkarz pochodzi z innego kraju. Tak duże zróżnicowanie kulturowe w szatni może mieć negatywny skutek. Same transfery są światełkiem w tunelu. Sprowadzenie Memphisa Depaya oraz Matteo Darmiana można uznać za strzał w dziesiątkę. Ale to jedyny pozytyw w tym "diabelskim młynie".


To co się dzieje na Old Trafford można określić tylko jednym słowem - chaos. Brak bramkostrzelnego napastnika oraz środkowego obrońcy pozwala myśleć, że okres poważnych zmian na Old Trafford jeszcze się nie zaczął, to co oglądamy w tej chwili to zakrzywienie rzeczywistości, pozwalające odciągnąć kibiców od faktycznego stanu rzeczy. Para środkowych obrońców to przypadek , który wymusiło życie.

Odejście Fergusona pokazało, że klub nie był na to przygotowany, obecnie wygląda jak jeden wielki plac budowy, w którym inżynier się bawi zamiast poważnie wykonywać swoją pracę.

Manchester United stracił swój blask i prestiż zespołu z najwyższej półki. Teraz nikomu nie drżą nogi przed wizytą na Old Trafford. Każdy przyjeżdża jak po swoje i nie można się gościom dziwić. Czerwone Diabły obecnie nie są klubem którego koszulkę każdy piłkarz marzy założyć.

Pomimo przeciągającej się żałoby piłkarskiej po Fergusonie, możemy mieć nadzieję, że w końcu sytuacja na Old Trafford ulegnie poprawie, ponieważ miejsce United jest na najwyższym poziomie, a Stary Kontynent bez walczącego o trofea Manchesteru to nie ta sama Europa. Jednak władze z Old Trafford muszą podjąć męskie decyzje i przede wszystkim wrócić do modelu który gwarantował walkę o trofea.

PLAN MINIMUM WYKONANY

Napisał Radek @ 28 sierpnia 2015

Ciarki przechodzą po ciele na samą myśl o wizji dwóch gwarantowanych miejscach w fazie grupowej Ligi Europy. Perspektywa wspaniała, przede wszystkim podnosząca prestiż Ekstraklasy. Jednak również daleka, ale coraz bardziej możliwa.

Jednak statystykami, tabelkami nie ma sensu się zajmować, ponieważ one nie grają. Wczorajszego wieczora grali natomiast piłkarze Legii Warszawa i Lecha Poznań o awans do fazy grupowej Ligi Europy. Obie drużyny zagrają jesienią w Lidze Europy. Wiadomość wspaniała dla całej polskiej piłki, ponieważ Ekstraklasa zbliża się wielkimi krokami do zagwarantowania sobie jednego miejsca w fazie grupowej Europa League.

Wczorajsze mecze, ogólnie całe eliminacje pokazały nam, że jesteśmy coraz bliżej Europy. Fakt, Jagiellonia Białystok nie zaprezentowała się dobrze, ale Śląsk na swoje możliwości wypadł przyzwoicie. Legia Warszawa i Lech Poznań to inna bajka.

Obie polskie ekipy do wczorajszych rewanżowych spotkań przystępowały w komfortowych warunkach. Zarówno Kolejorz jak i Wojskowi wygrali swoje pierwsze mecze i wystarczyło tylko postawić kropkę nad i. Łatwiejsze zadanie czekało Kolejorza, który pierwszy mecz wygrał 3:0 i na rewanż wybrał się dopełnić formalności. Niewiele trudniejsze miała Legia, która po zwycięstwie na wyjeździe 1:0, przed własną publicznością musiał tylko utrzymać korzystny wynik. Jednak boisko pokazało, że tak łatwo nie było.

Pierwsi na boisko wyszli podopieczni Macieja Skorży, którzy od samego początku kontrolowali wydarzenia boiskowe i nawet przez chwilę nie musieli się martwić o awans. Na początku pierwszej połowy kilka groźnych akcji przeprowadzili piłkarze Videotonu, ale żadna z nich nie zakończyła się bramką.


Po przeciętnej pierwszej połowie, druga również rozpoczęła się od przewagi Węgrów, ale przy pełnej kontroli Kolejorza. W 57 minucie spotkania Lech Poznań strzelił bramkę, czym przypieczętował awans do fazy grupowej Ligi Europy. Autorem gola był prawy obrońca mistrza Polski Tomasz Kędziora. Od tego momentu Videoton stracił ochotę do gry, a Lech bez żadnego problemu dowiózł prowadzenie do końca.

Większe emocje zaserwowali nam piłkarze na Łazienkowskiej 3. Od samego początku mecz wyglądał na bardzo wyrównany. Gołym okiem było widać, że Ukraińcy przyjechali po awans. Nie załamała ich nawet bramka stracona w 16 minucie, której autorem był Tomasz Brzyski. 


Zoria Ługańsk cały czas atakowała i w 39 minucie dopięła swego. Bramkę z rzutu wolnego zdobył Dmytro Khomchenovsky. Od tego momentu zaczęły się emocje, ponieważ kolejny gol dla Zorii gwarantował Ukraińcom awans.

Po przerwie obie ekipy starały się jak najszybciej strzelić gola. Zadanie jako pierwsi wykonali piłkarze Legii Warszawa, którzy za sprawą bramki strzelonej w 62 minucie przez Guilherme wyszli na prowadzenie. Na trybunach zapanowała euforia, kibice już świętowali awans. Jednak bardzo szybko Ukraińcy uciszyli fanów stołecznego klubu. Po czterech minutach bramkę wyrównującą z rzutu wolnego zdobył Rusłan Malinowski. Przy strzale Ukraińca katastrofalny błąd popełnił bramkarz gospodarzy Dusan Kuciak. Kolejne minuty meczu upływały kibicom Legii w ogromnych nerwach, ponieważ każda kolejna bramka strzelona przez Ukraińców zabierała awans Wojskowym. Podopieczni Henninga Berga nie dopuścili jednak do tego, aby Zoria stworzyła sobie klarowne sytuacje strzeleckie, mimo że kilka razy zakotłowało się w polu karnym Kuciaka. W doliczonym czasie gry Legia przeprowadziła kontratak, który zakończył się wskazaniem przez sędziego na wapno. W polu karnym gości sfaulowany został Ondrej Duda, który sam wykonał jedenastkę i ustalił wynik na 3:2.

Dwóch reprezentantów na tym etapie rozgrywek mamy po raz drugi. Za awans oba kluby dostaną po 2,4 miliona euro premii, mogą też liczyć na kolejne zyski - gwarantowane ze sprzedanych biletów i niepewne za ewentualne zwycięstwa i remisy. Wylosowanie Liverpoolu, Athletic Bilbao czy Borussii Dortmund, klubów o uznanej marce również zwiększy zarobki.

Lech Poznań po pięciu latach wraca do fazy grupowej Ligi Europy, z kolei Legia Warszawa trzeci raz z rzędu awansowała do tych rozgrywek i czwarty w ostatnich pięciu latach. Możemy się tylko cieszyć, że dwóch przedstawicieli Ekstraklasy będziemy mieli przyjemność oglądać jesienią w europejskich pucharach. Lato możemy uznać za udane, teraz czas na wspaniałą polską jesień.

WYTARTE RĘKAWICE

Napisał Radek @ 26 sierpnia 2015

Wielkimi krokami zbliża się koniec letniego okienka transferowego w najlepszych europejskich ligach. Większość transferów z pierwszych stron gazet zostało sfinalizowanych. W ostatnich dniach może dojść do jeszcze kilku ciekawych roszad. Jednak kibice nie powinni liczyć na hit transferowy.

Jak co roku w okresie handlu piłkarzami kibice byli świadkami wielu zmian barw klubowych. W porównaniu do poprzednich lat, w obecnym okienku doszło do kilku zmian na pozycji bramkarza. Można pokusić się o stwierdzenie, że tegoroczne lato będzie kojarzone ze zmianami między słupkami jakie przeprowadziły czołowe kluby europejskie.

Pomimo głosów jakie dochodziły z Madrytu, nikt nie mógł się spodziewać, że Iker Casillas może opuścić Królewskich. Jednak już na początku okienka doszło do sensacyjnego transferu. Wychowanek Realu Madryt po dwudziestu pięciu latach spędzonych na Santiago Bernabeu opuścił swój ukochany klub i przeniósł się do FC Porto.


Wszyscy zrozumieliby sytuację w której Iker czuje się zmęczony i chce spróbować sił gdzie indziej. Ale w przypadku legendy Królewskich sytuacja była inna. I właśnie wydarzenia związane z odejściem kapitana Realu cały świat zapamięta z letniego okienka 2015 roku. Wypchnięty przez prezydenta klubu Florentino Pereza, nie był w stanie zakończyć kariery na Santiago Bernabeu, tylko musiał ją kontynuować poza granicami kraju. Miejsce jakie wybrał aby dalej cieszyć się z gry jest nieprzypadkowe. FC Porto to klub w którym Iker wciąż będzie grał na najwyższym poziomie, ale również będzie mógł pokazać, że przedstawiciele Królewskich pomylili się wypychając go z jego domu..

Ze spektakularnym transferem bramkarza mieliśmy również do czynienia na Wyspach Brytyjskich. Z zachodniej części Londynu przeprowadził się na północ stolicy Anglii Petr Cech. Pełniący rolę rezerwowego w Chelsea w ostatnim sezonie, nie chcąc dłużej oglądać spotkań z perspektywy ławki zgodził się na propozycję Arsene'a Wengera. Transfer Czecha bardzo ucieszył kibiców Kanonierów, ponieważ bramkarza klasy światowej Emirates Stadium nie widział, a w ostatnich latach świetności Highbury również próżno było szukać golkipera z najwyższej półki. Również zadowolony jest Wenger, który za jednego z najlepszych bramkarzy świata zapłacił zaledwie 12 milionów funtów.


Żeby uniknąć gęstej atmosfery w szatni, francuski menedżer musiał się pozbyć jednego z dotychczasowych golkiperów. Zarówno Wojciech Szczęsny jak i David Ospina nie chętnie godzą się z rolą numeru dwa nie mówiąc o numerze trzy. Wybór padł na reprezentanta Polski, który został wypożyczony do AS Romy. Szczęsny, który w poprzednim sezonie stracił pozycję numer jeden musiał szukać regularnej gry poza Londynem. Ekipa Rudiego Garcii to dobry wybór, ponieważ konkurencja mniejsza co gwarantuje pierwszą jedenastkę. Jednak Rzym to wspaniałe miejsce do życia i zabawy, a znając charakter Wojciecha to przeprowadzka do wiecznego miasta może się okazać miejscem nie pozwalającym się skupić tylko na piłce.

Posiadający wszystkie klubowe trofea bramkarz znalazł się na zakręcie. Victor Valdes po wyleczeniu kontuzji miał nadzieję na bluzę z numerem dwa a nawet jeden w przypadku opuszczenia klubu przez podstawowego golkipera Manchesteru United. Jednak decyzją trenera został przesunięty do rezerw i tylko zmiana barw klubowych może mu pozwolić na regularną grę. Jednak patrząc na jego sytuację, powrót do gry o najwyższe cele jest niemożliwe, ale odbudowanie formy w innym klubie może pomóc mu kontynuować karierę na przyzwoitym poziomie. Niezrozumiała decyzja Louisa van Gaala spowodowała, że wychowanek FC Barcelony znalazł się w takiej samej sytuacji jak Casillas i Cech czyli został wypchnięty z klubu i "grzecznie" poinformowany, że jest zbędny.

Najmniej znanym bramkarzem, który zmienił barwy klubowe jest Kiko Casilla. Jednak ten transfer wzbudza emocje na Półwyspie Iberyjskim, ponieważ z Katalonii przeniósł się do Madrytu. Grający swego czasu w drużynach młodzieżowych Realu, po kilku latach spędzonych w Espanyolu został sprowadzony na Santiago Bernabeu, żeby podnieść rywalizację między słupkami. Niektórzy nazywają go następcą Ikera Casillasa i to nie z powodu podobnych nazwisk.


Dla samego bramkarza transfer do Realu to krok do przodu, który może spowodować, że pomimo braku regularnych występów w bramce Królewskich, może ułatwić mu transfer i regularną grę w klubie, w którym będzie obserwowany przez kibiców z całego świata.

Wspólnie z Casillą na Santiago Bernabeu miał zawitać David de Gea. Saga z hiszpańskim bramkarzem ciągnie się od początku okienka transferowego. Przeprowadzkę do Madrytu skutecznie do tej pory blokuje van Gaala. Holender nie zamierza sprzedawać wychowanka Atletico Madryt tego lata, nie przejmując się tym, że za rok kończy mu się kontrakt z Manchesterem United. Ba, menedżer Manchesteru United odsunął od składu reprezentanta Hiszpanii, twierdząc, że de Gea nie skupia się na treningach i grze.


David de Gea, uznawany obecnie za jednego z najlepszych bramkarzy na świecie, pragnie przywdziać koszulkę Królewskich, dlatego saga pod tytułem "transfer do Madrytu" jeszcze się nie skończyła i możemy być pewni, że do ostatnich sekund okienka będą trwały negocjacje pomiędzy Manchesterem a Madrytem.

Sprowadzenie Sergio Romero ze Sampdorii Genua pozwala twierdzić, że van Gaal w końcu się ugnie i puści de Geę do Realu. Reprezentant Argentyny może być największym wygranym przepychanki pomiędzy Realem a United. Rezerwowy ostatnio w Sampdorii Genua oraz AS Monaco może stać się bramkarzem numer jeden na Old Trafford. W pierwszych meczach sezonu to on strzegł bramki Czerwonych Diabłów i wszystko na to wskazuje, że tak zostanie do następnego okienka transferowego.

Sytuacja wielkich w przeszłości jedynek pokazuje, że następuje zmiana warty między słupkami. Można pokusić się o stwierdzenie, że z całego zamieszania obronną ręką wyszedł Petr Cech, również pozycja Ikera Casillasa nie jest zła, ale sytuacja Victora Valdesa jest katastrofalna. Bez względu na formę jaką prezentowali w ostatnim czasie, żaden z nich nie zasłużył na takie traktowanie.

W innej sytuacji jest David de Gea, u którego stóp leży cały świat i bez względu na zakończenie sprawy dotyczącej jego przenosin do Madrytu, w najgorszej sytuacji pozostanie w Manchesterze United-klubie o występach w którym marzy większość zawodników.

Madryt i Manchester-miasta, które poprzez szum wokół bramkarzy stały się stolicami letniego okresu transferowego i robią wszystko, żeby było o nich głośno do samego zamknięcia.

Ze względu na tak liczne transfery bramkarzy z pierwszych stron gazet, tegoroczne okienko będzie uważane za wyjątkowe. Żaden hit transferowy tego lata nie utkwi w pamięci kibiców tak jak roszady między słupkami w czołowych klubach europejskich.

PIERWSZE TYGODNIE

Napisał Radek @ 24 sierpnia 2015

Niewiele czasu zostało do meczów eliminacyjnych Mistrzostw Europy Francja 2016. W rozgrywkach klubowych zostały do rozegrania decydujące starcia w eliminacjach do faz grupowych europejskich pucharów oraz jedna kolejka ligowa.

Zakończony właśnie weekend przyniósł nam inaugurującą kolejkę w lidze hiszpańskiej oraz włoskiej. Obie ligi jako ostatnie rozpoczęły rozgrywki. Teraz już możemy powiedzieć, że  sezon 2015/2016 rozpoczął się na dobre.

W Ekstraklasie jesteśmy już po sześciu kolejkach, po których mamy sensacyjnego lidera oraz wicelidera. W ostatnich dwóch kolejkach ekipa z Gliwic zdobyła komplet punktów w starciach z mistrzem i wicemistrzem Polski. To pokazuje, że Gliwiczanie zasługują na fotel lidera. Drugie miejsce Cracovii to zasługa trenera Jacka Zielińskiego, który z bandy indywidualistów potrafił stworzyć zespól, w którym każdy walczy za każdego.


Największym rozczarowaniem pierwszych kolejek w Ekstraklasie jest postawa poznańskiego Lecha. Aktualny mistrz Polski zdobył w sześciu kolejkach cztery punkty i zajmuje dopiero czternaste miejsce w tabeli. Słabe wyniki w lidze rekompensuje osobom związanym z klubem występy w europejskich pucharach, w których Kolejorz jest jedną nogą w fazie grupowej Ligi Europy, a w czwartek postawi tylko kropkę nad i.

W najsilniejszych  europejskich ligach rozgrywki dopiero co się zaczęły, jesteśmy co najwyżej po trzech kolejkach, a kibice już byli świadkami niespodzianek oraz niecodziennych sytuacji.

Jako pierwsi z najlepszych lig w Europie rozgrywki rozpoczęli Francuzi oraz Anglicy. Po trzech kolejkach rozegranych w tych ligach już doszło do ciekawych i niespodziewanych wydarzeń.

Tradycyjnie na pierwszym planie musiał się pojawić Jose Mourinho. Trener Chelsea po pierwszej kolejce odsunął od drużyny lekarkę Evę Carneiro. W zremisowanym na własnym stadionie meczu z Swansea, menedżer The Blues znalazł kozła ofiarnego zwalając na lekarkę winę za stracone punkty. Tym samym chciał zasłonić swoje niedoskonałości i brak wiedzy na temat piłki nożnej.


Jest to normalne zachowanie portugalskiego trenera, który zawsze kiedy coś nie wychodzi zwala winę na innych zamiast spojrzeć w lustro. Kolejne spotkania pokazały, że Chelsea pod wodzą Mourinho będzie miało spore problemy w tym sezonie.

Bardzo dobrze nową kampanie rozpoczął Manchester City oraz Liverpool FC, którzy wygrali wszystkie swoje mecze, w których obie drużyny nie stracili gola.

We Francji również kibice byli świadkami niecodziennej sytuacji. Już po pierwszej kolejce ze stanowiska trenera Olympique Marsylia zrezygnował Argentyńczyk Marcelo Bielsa. Podanie się do dymisji po porażce na własnym stadionie można jakoś zrozumieć, ale słowa Bielsy po pierwszej kolejce zszokowały wszystkich. Argentyński trener powiedział, że bez względu na wynik i tak opuściłby drużynę po pierwszej kolejce.


Niezrozumiała jest decyzja Marcelo Bielsy, ale przeszłość pokazuje, że po tym Panu wszystkiego można się spodziewać.

Trzy pierwsze kolejki Ligue 1 nie przyniosły większych niespodzianek. Z kompletem punktów prowadzi Paris Saint-Germain, które nie straciło jeszcze bramki.

Sezon 2015/2016 w Bundeslidze świetnie rozpoczęła Borussia Dortmund, która pod wodzą nowego trenera Thomasa Tuchela nie straciła jeszcze bramki i z kompletem punktów prowadzi w tabeli. W pierwszych dwóch kolejkach również dwa zwycięstwa odnieśli, aktualny mistrz Niemiec Bayern Monachium oraz Bayer Leverkusen. Największą niespodzianką początku sezonu jest katastrofalna postawa Borussii Mönchengladbach, która z zerowym dorobkiem punktowym zamyka tabelę.


Polskich kibiców może cieszyć postawa kapitana reprezentacji Polski Roberta Lewandowskiego, który w dwóch pierwszych kolejkach strzelił dwie bramki i zamierza walczyć o koronę króla strzelców ligi niemieckiej.

W zakończonym właśnie weekendzie ostatnie dwie ligi zainaugurowały swoje rozgrywki. Serie A i La Liga tradycyjnie pod koniec sierpnia rozpoczynają sezon. 

W pierwszej kolejce ligi włoskiej doszło do sensacji. Mistrz Włoch Juventus Turyn przegrał na własnym stadionie z Udinese. Była to pierwsza porażka Starej Damy na inauguracje sezonu przed własną publicznością w historii!


Pomimo wielu wzmocnień oraz zmiany trenera, w pierwszej kolejce również przegrał AC Milan. Natomiast inauguracja udała się sąsiadowi z Giuseppe Meazza, który skromnie wygrał z Atalantą Bergamo. Cieszyć może wyjazdowe zwycięstwo AC Torino Kamila Glika, oraz debiut Kamila Wilczka z Capri FC w meczu z Sampdorią Genuą.

Inauguracja ligi hiszpańskiej zaskoczyła wszystkich. W dziewięciu dotychczas rozegranych meczach (dzisiaj rozegrany zostanie ostatni dziesiąty) pierwszej kolejki padło tylko osiem bramek. Sami piłkarze występujący na Półwyspie Iberyjskim patrząc na statystykę strzelonych bramek, nie mogą w to uwierzyć. Kolejną niespodzianką jest wyjazdowy remis Realu Madryt z beniaminkiem Sportingiem Gijon.


Ciężkie czasy czekają Rafaela Beniteza, ponieważ zarówno Atletico jak i FC Barcelona sezon rozpoczęli od zwycięstwa. W pierwszej kolejce punkty straciła również Sevilla FC Grzegorza Krychowiaka, która na wyjeździe zremisowała na La Rosaleda z Malagą.

Patrząc na wydarzenia jakich byliśmy świadkami w pierwszych tygodniach nowego sezonu, można stwierdzić, że pierwsze kolejki zwiastują wielkie emocje. Kilka drużyn będzie chciało pokazać, że falstart na inaugurację to tylko wypadek przy pracy. Inni z kolei będą chcieli kontynuować świetną passę z pierwszych tygodni nowego sezonu.

Teraz jednak kibice będą żyć decydującymi meczami w eliminacjach do fazy grupowej Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy. Również ostatnie dni sierpnia to emocje związane z okienkiem transferowym. Jednak najważniejszymi wydarzeniami będą dwie kolejki meczów eliminacyjnych do Mistrzostw Europy Francja 2016, które zostaną rozegrane na początku września.

ZASŁUŻYLI NA PIĄTKĘ

Napisał Radek @ 18 sierpnia 2015

Kiedy w piątkowy wieczór sędzia zagwizdał ostatni raz na San Mames, większość osób zaczęło się zastanawiać czy w rewanżu FC Barcelona jest w stanie odrobić czterobramkową stratę. Pierwsze co przychodziło na myśl, to czy jest możliwe odwrócenie wyniku, ale równocześnie pojawiało się w głowie stwierdzenie, że to Barca, a więc wszystko jest możliwe. Przecież, jak nie oni to kto? Każdy szykował się na poniedziałkowe starcie, które gwarantowało mnóstwo emocji.

Po zdobyciu Superpucharu Europy, wydawało się, że najważniejszy krok ku powtórzeniu sukcesu z 2009 roku został zrobiony. Nic bardziej mylnego. Rezerwowy skład w pierwszym meczu oraz żądna pucharu drużyna z Bilbao spowodowało, że rewanż stał się dla Barcelony wyzwaniem z kategorii mission impossible.

Ekipa z Bilbao po raz ostatni cieszyła się ze zdobycia pucharu w 1984 roku kiedy zdobyła Puchar Hiszpanii. Trzydzieści jeden lat czekania to szmat czasu, dlatego podopieczni Ernesto Valverde byli zdeterminowani do utrzymania korzystnego wyniku z pierwszego spotkania.

Tak jak można było się spodziewać, Luis Enrique wystawił najmocniejszy skład jakim w danym momencie dysponował. Od pierwszych minut spotkania Duma Katalonii ruszyła do ataku. Już w piątej minucie świetną okazję miał Pedro Rodriguez, którego strzał w ostatniej chwili wybił obrońca gości. Chwilę po sytuacji skrzydłowego Barcy, sam na piątym metrze od bramki Gorki Iraizoza znalazł się Gerard Pique, ale piłka po potężnym uderzeniu obrońcy odbiła się od poprzeczki.


Pomimo kilku bardzo dobrych sytuacji na początku meczu, FC Barcelona nie zdołała zdobyć gola. Goście przetrwali napór Katalończyków, a z minuty na minutę coraz pewniej czuli się na boisku, szczególnie w grze defensywnej. Uszczelnienie szyków obronnych zahamowało grę ofensywną podopiecznych Luisa Enrique.

Im bliżej końca pierwszej połowy, tym piłkarze Bilbao coraz odważniej zapuszczali się pod bramkę Claudio Bravo. W 38 minucie stu procentowej sytuacji nie wykorzystał Javi Eraso, który otrzymał znakomite podanie od piłkarza Barcelony Pedro. Piłkarz baskijskiego klubu bez problemu ograł Javiera Mascherano, ale w sytuacji sam na sam z bramkarzem Barcy uderzył w boczną siatkę. Niewykorzystana sytuacja szybko się zemściła. W 43 minucie po zagraniu piłki w pole karne przez Ivana Rakiticia, Luis Suarez zgrał futbolówkę klatką piersiową do Lionela Messiego a Argentyńczyk z kilku metrów pokonał bramkarza gości.

Pomimo strzelenia bramki do szatni, piłkarze Barcelony drugą połowę rozpoczęli spokojniej niż pierwszą. Duma Katalonii nie stwarzała sytuacji. Jedenaście minut od wznowienia drugiej części meczu z boiska wyleciał Gerard Pique, który agresywnie zareagował na błędną w jego ocenie decyzję sędziego liniowego.


Pomimo gry w osłabieniu Barca nie zrezygnowała z próby odrobienia strat z pierwszego spotkania. Kilka minut po czerwonej kartce dla obrońcy Dumy Katalonii dogodną sytuację zmarnował Pedro. Po chwili również Ivan Rakitic miał świetną sytuację, ale w obu przypadkach zabrakło skuteczności.

Kwadrans przed końcem meczu dziurawa od początku sezonu defensywa FC Barcelony sprezentowała gola gościom. Tuż przed polem karnym Barcy w niegroźnej sytuacji pojedynek główkowy przegrał Jeremy Mathieu, na skutek czego piłka powędrowała do niepilnowanego Aduriza, który stanął oko w oko z Bravo i na raty pokonał gospodarza Dumy Katalonii, czym zapewnił swojej drużynie Superpuchar Hiszpanii.


W 86 minucie siły na boisku się wyrównały, ponieważ czerwoną kartkę zobaczył rezerwowy Kike Sola, który na plac gry wszedł pięć minut wcześniej zastępując strzelca czterech bramek w dwumeczu z Barceloną. Nie miało to jednak znaczenia dla wyniku spotkania - Baskowie mogli po chwili cieszyć się z triumfu w dwumeczu 5:1.



Patrząc z perspektywy dwumeczu, Athletic Bilbao zasłużyło na zdobycie trofeum. Trzydzieści jeden lat chudych zostało okraszone w najlepszy z możliwych sposobów, pokonaniem FC Barcelony najlepszego klubu piłkarskiego w Europie. Jednocześnie podopieczni Ernesto Valverde wybili z głowy Dumie Katalonii myśli o powtórzeniu osiągnięcia z 2009 roku. W niedzielę obie ekipy po raz kolejny spotkają się, tym razem na San Mames w inaugurującej sezon 2015/2016 kolejce ligowej. Na powtórzenie wyniku z pierwszego meczu Superpucharu Hiszpanii kibice nie mają co liczy, ale wszystko może się wydarzyć.
Już w piątej minucie świetną okazję miał Pedro, którego strzał w ostatniej chwili wybił obrońca gości. Po chwili zupełnie sam na piątym metrze od bramki Gorki Iraizoza znalazł się Piqué, ale piłka po potężnym uderzeniu obrońcy uderzyła w poprzeczkę.
Już w piątej minucie świetną okazję miał Pedro, którego strzał w ostatniej chwili wybił obrońca gości. Po chwili zupełnie sam na piątym metrze od bramki Gorki Iraizoza znalazł się Piqué, ale piłka po potężnym uderzeniu obrońcy uderzyła w poprzeczkę.
Już w piątej minucie świetną okazję miał Pedro, którego strzał w ostatniej chwili wybił obrońca gości. Po chwili zupełnie sam na piątym metrze od bramki Gorki Iraizoza znalazł się Piqué, ale piłka po potężnym uderzeniu obrońcy uderzyła w poprzeczkę.
Już w piątej minucie świetną okazję miał Pedro, którego strzał w ostatniej chwili wybił obrońca gości. Po chwili zupełnie sam na piątym metrze od bramki Gorki Iraizoza znalazł się Piqué, ale piłka po potężnym uderzeniu obrońcy uderzyła w poprzeczkę.

KOSMICZNY THRILLER

Napisał Radek @ 12 sierpnia 2015

28 sierpnia 2009 roku Monaco, FC Barcelona w meczu o Superpuchar Europy spotkała się z Szachtarem Donieck. Duma Katalonii po dogrywce wygrała spotkanie 1:0, jedynego gola zdobył w 115. minucie Pedro Rodriguez. Sześć lat później, na drodze po Superpuchar Europy stanęła ekipa Sevilli FC. Ponownie po dogrywce trofeum zdobyła FC Barcelona i ponownie bramkę na wagę pucharu zdobył w 115. minucie Pedro Rodriguez.

Zarówno wtedy jak i teraz hiszpański klub zdobył potrójną koronę i walczył o zdobycie w jednym roku kalendarzowym wszystkich sześciu trofeów. Wtedy sztuka się udała, obecnie Barca jest na najlepszej drodze do powtórzenia sukcesu.

Wracają do wczorajszego spotkania, jedyne słowa jakimi można opisać wydarzenia boiskowe to wspaniały mecz i thriller. Wszystko co najlepsze w piłce nożnej mieliśmy przyjemność obejrzeć w Tbilisi.


Wspaniałe widowisko trwało od samego początku. Już w 3. minucie Ever Banega uderzył z rzutu wolnego tak, że Marc-Andre ter Stegen nawet się nie ruszył. Nie minął kwadrans, a Lionel Messi pokazał, że nie jest gorszy w wykonywaniu rzutów wolnych. Najpierw w 7. minucie pokonał ze stojącej piłki Beto, a w 16. minucie dołożył drugą bramkę również z rzutu wolnego. Dominacja Barcelony była ogromna. Sevilla nie była w stanie podjąć rywalizacji. Tuż przed końcowym gwizdkiem pierwszej połowy Luis Suarez kosmiczną asystą obsłużył Rafinhię, któremu pozostało tylko pokonać bramkarza Sevilli, co oczywiście uczynił.

Siedem minut po rozpoczęciu drugiej połowy, po błędzie defensywy Sevilli, Luis Suarez podwyższył wynik. W tym momencie FC Barcelona prowadziła 4:1 i  uznała, że przeciwnik jest pokonany, padł na kolana. Jednak już po pięciu minutach Jose Antonio Reyes wpompował w swój zespół dodatkowy tlen, strzelając bramkę na 4:2. Katalończycy nie przejęli się tym zbytnio i cały czas atakowali bramkę Sevilli zostawiając dużo miejsca w defensywie. Niestety dla podopiecznych Luisa Enrique ofensywny styl obrócił się przeciwko nim. W 72. minucie po faulu w polu karnym Jeremiego Mathieu na Vitolo, sędzia podyktował rzut karny dla podopiecznych Unaia Emery'ego. Kevin Gameiro pewnym strzałem pokonał bramkarza Dumy Katalonii. Dziewięć minut po kontaktowym golu Sevilla doprowadziła do wyrównania - po kiksie Marca Bartry Ciro Immobile podał do Yewhena Konoplianki i dwaj rezerwowi, nowi w zespole Unaia Emery'ego, doprowadzili do euforii w sektorach zajmowanych przez kibiców triumfatora Ligi Europy. Do końca meczu wynik już nie uległ zmianie i do rozstrzygnięcia niezbędna była dogrywka.

Od początku doliczonych trzydziestu minut wydarzenia boiskowe kontrolowała FC Barcelona. W 93. minucie na placu gry pojawił się Pedro Rodriguez, który tak jak sześć lat temu okazał się bohaterem Katalonii. W 115. minucie po strzale Lionela Messiego piłkę odbił bramkarz Sevilli, a do odbitej futbolówki jako pierwszy dopadł Pedro i umieścił ją w bramce.


Wierząc w informacje płynące z klubu, bramka dająca zwycięstwo w Superpucharze była ostatnią strzeloną przez Pedro dla FC Barcelony. Do końca dogrywki Sevilla nie była wstanie odwrócić niekorzystnego wyniku, mimo że stworzyła stu procentową sytuację.


Jeśli chodzi o Grzegorza Krychowiaka - reprezentant Polski rozpoczął mecz na środku obrony i od razu było widać, że to nie jego bajka. Popełniał błędy, był mało zwrotny i musiał uciekać się do fauli. W drugiej połowie wrócił na swoją nominalną pozycję i jego gra wyglądała o niebo lepiej. Jednak podsumowując występ Polaka, trzeba otwarcie stwierdzić, że zaprezentował się przeciętnie.

Pojedynek triumfatorów Ligi Mistrzów i Ligi Europy dostarczył ogromnych emocji kibicom na całym świecie. Spotkanie w Tbilisi ukazało futbol w najlepszej wersji. Takie widowiska chce po prostu oglądać każdy. Chyba nawet największy piłkarski sceptyk był pod wielkim wrażeniem poczynań zawodników obu hiszpańskich ekip. FC Barcelona w pełni zasłużyła na zwycięstwo, ale również należą się ogromne brawa dla piłkarzy Sevilli FC za stworzenie wyjątkowego i trzymającego w napięciu widowiska. Europejska piłka otworzyła sezon z potężnym przytupem.
Pojedynek triumfatorów Ligi Mistrzów i Ligi Europy dostarczył wielu wrażeń kibicom na całym świecie. Padło aż dziewięć goli i do ostatecznego rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka.
Pojedynek triumfatorów Ligi Mistrzów i Ligi Europy dostarczył wielu wrażeń kibicom na całym świecie. Padło aż dziewięć goli i do ostatecznego rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywk.
Bramkę na wagę triumfu w Superpucharze Europy, podobnie jak sześć lat temu, zdobył Pedro Rodríguez
Bramkę na wagę triumfu w Superpucharze Europy, podobnie jak sześć lat temu, zdobył Pedro Rodríguez!

KOŃCOWA STACJA

Napisał Radek @ 10 sierpnia 2015

Starając sobie przypomnieć najbardziej emocjonujący mecz sezonu 2014/2015, w głowie napotykamy na pustkę. Pustkę nie z powodu braku takich spotkań, ale z problemu wyboru tego jedynego. Co chwila przypomina się kolejny mecz, który swoim zwrotem akcji oraz emocjami powodował szybsze bicie serca u kibiców.


Jutrzejsze spotkanie o Superpuchar Europy bez wątpienia będzie spotkaniem bardzo emocjonującym. Poprzedni sezon pokazał, że rywalizacja pomiędzy Sevillą i FC Barceloną to mecze z kategorii thrillerów. Oba hiszpańskie kluby nie zamierzają poprzestać na dotychczasowych sukcesach i zamierzają dorzucić kolejne trofeum do swojej kolekcji. Duma Katalonii zamierza powtórzyć wyczyn z 2009 roku, kiedy zdobyła w jednym roku kalendarzowym wszystkie sześć trofeów. Na drodze po czwarte trofeum w tym roku stanie Unai Emery i jego banda, którzy na luzie zdobyli Ligę Europy. To zwiastuje znakomite spotkanie.

 Przed dziewięcioma laty właśnie te drużyny spotkały się w meczu o Superpuchar Europy i Sevilla wygrała 3:0. To pokazuje, że w meczu kończącym sezon nie ma faworyta.

Od finału Ligi Europy minęło już trochę czasu, w tym okresie kibice byli świadkami roszad w składzie Sevilli. Kilku kluczowych piłkarzy opuściło szeregi andaluzyjskiej drużyny, ale w ich miejsce zostali ściągnięci nowi. Kolejny raz hiszpański klub zarobił na zmianach w kadrze. Tradycyjnie świetną pracę wykonał Monchi, dyrektor sportowy, dzięki któremu Sevilla może konkurować z najlepszymi. Jednak patrząc na obecne okienko transferowe, nasuwa się pytanie czy uda się bezboleśnie zastąpić gwiazdy, które opuściły triumfatora Ligi Europy, jak to miało miejsce w poprzednich latach.



Zadanie bardzo trudne, ponieważ klub opuściły wiodące postacie. Do AC Milanu odszedł Carlos Bacca, do FC Barcelony Aleix Vidal, a do Trabzonsporu Stephan M'bia. Piłkarze, którzy przyszli w ich miejsce posiadają odpowiednią jakość, ale tracąc podstawowych zawodników musi się to odbić na grze w początkowej fazie sezonu. Przyjście Ciro Immobile, Michaela Krohn-Dehliego, Evgena Konoplyanki czy Mariano zapewnia odpowiedni poziom, ale nie gwarantuje zgrania w spotkaniu z FC Barceloną.

Duma Katalonii przystępuje do Superpucharu Europy bez żadnych zmian w kadrze. Oczywiście klub zasilili Aleix Vidal z Sevilli oraz Arda Turan z Atletico Madryt, ale ze względu na zakaz transferowy nałożony na kataloński klub przez FIFA, wspomniana dwójka będzie mogła zadebiutować w nowym zespole dopiero w styczniu 2016 roku. FC Barcelonę nie opuścił żaden istotny piłkarz. We wtorkowym meczu Luis Enrique nie będzie mógł skorzystać z usług Neymara, który parę dni temu zachorował na świnkę i przez kolejne kilka dni nie będzie zdolny do gry.


Od zakończonego na początku czerwca finału Ligi Mistrzów największym wydarzeniem w Barcelonie były wybory na prezydenta klubu. Nowym prezydentem został Josep Maria Bartomeu, który przez ostatnie półtora roku pełnił funkcję pełniącego obowiązki prezydenta po rezygnacji poprzedniego sternika Sandro Rosella.


Obecna sytuacja wokół katalońskiego klubu pozwala kibicom optymistycznie patrzeć na jutrzejsze spotkanie, ale również na zbliżający się sezon. Nienaruszona podstawowa jedenastka, brak większych roszad w kadrze, wprowadzenie nowych wychowanków do pierwszego zespołu, świetne relacje trenera z piłkarzami oraz rozwiązana sytuacja z prezydentem daje ogromną szansę na powtórzenie sukcesów zarówno z 2009 roku jak i kończącego się we wtorek sezonu.

W tak prestiżowym i ważnym spotkaniu drugi raz z rzędu nie zabraknie polskiego akcentu. Pierwsze oficjalne spotkanie w barwach Sevilli Grzegorz Krychowiak rozegrał niemal dokładnie rok temu. 12 sierpnia 2014 roku jego drużyna przegrała właśnie w meczu o Superpuchar Europy z Realem Madryt 0:2, a Polak zaliczył udany debiut. Po roku ponownie ma szansę za zdobycie tego trofeum.


Po udanym finale Ligi Europy rozegranym na Stadionie Narodowym w Warszawie w którym strzelił gola, reprezentant Polski w ostatecznym starciu zagra na stadionie który wspomina z uśmiechem na ustach. Właśnie na stadionie w Tbilisi, na którym zostanie rozegrany jutrzejszy mecz, Grzegorz Krychowiak zanotował pierwsze trafienie w historii swoich występów w reprezentacji Polski (El. ME Gruzja-Polska 0:4 - 14.11.2014). Polak liczy, że ponownie będzie mógł się cieszyć ze zwycięstwa na gruzińskiej ziemi.

Wielkimi krokami zbliża się mecz o Superpuchar Europy. Po niezapomnianym triumfie w Warszawie w finale Ligi Europy, ekipa z Andaluzji stanie przed szansą sięgnięcia po kolejne trofeum. Na przeciwko stanie jednak zdobywca potrójnej korony z Lionelem Messim na czele. Bez wątpienia obie ekipy zasłużyły na podroż do Tbilisi.

Nie tylko ilość zdobytych pucharów i ich wartość, ale również ruchy w obecnym okienku transferowym wskazują jednoznacznie, że faworytem jest FC Barcelona. Ostatnie starcia jednak pokazały, że w spotkaniach pomiędzy Sevillą FC i FC Barceloną nie ma faworyta, a pojedynki są zacięte i serwują mnóstwo emocji. Kibice mogą być pewni, że we wtorek od 20:45 na pewno nie będą się nudzić. Atmosfera już jest gorąca, a w trakcie spotkania będzie wrzało.

BEZKONKURENCYJNA

Napisał Radek @ 6 sierpnia 2015

Siedząc na trybunach lub na kanapie, każdy kibic zastanawia się jak będzie wyglądał mecz, który za chwilę się rozpocznie. Wszyscy życzą sobie zobaczyć widowisko na najwyższym poziomie, z mnóstwem akcji, pięknych bramek połączonych z pozytywnymi emocjami z których kibic czerpię energię. Na koniec najlepiej żeby zwyciężyła drużyna której kibicujesz, której jesteś fanem, którą kochasz.

Świat piłki nożnej nie jest usłany różami, duża ilość spotkań kończy się rozczarowaniami dla neutralnych kibiców. Pogoń za sławą, pieniędzmi i pucharami spycha na dalszy plan sport w najczystszej postaci. Oczywiście, zdarzają się wspaniałe spektakle, które produkują pozytywną energię oraz radość wśród kibiców.

Mając swój ulubiony, ukochany klub, chcesz żeby wygrywał i dawał radość w każdym meczu bez względu na  okoliczności w jakim to robi oraz jakość jaką przy tym pokazuje.

Kibic oprócz swojego klubu, również preferuje rozgrywki, które najczęściej ogląda. Czeka na mecze ligi angielskiej, hiszpańskiej lub francuskiej. Każdy kibic w Polsce oczywiście ekscytuje się Ekstraklasą, ale oprócz emocji na naszym podwórku, szuka jakości na obcych ziemiach. Zazwyczaj jest tak, że ulubioną ligą jest ta w której występuje ulubiony klub.

Każdy ma swoje upodobania i preferencje, ale stojąc z boku nie sposób zauważyć, że na czele wszystkich lig stoi jedna, która pod względem sportowym resztę Europy zostawia w tyle. Oczywiście, każdemu chwilę zajmie zastanowienie się nad odpowiedzią, ale za moment nasuwa się tylko jedna myśl.

Półwysep Iberyjski opanował europejski futbol. W każdym klubie na najwyższym poziomie znajdziemy obywatela Hiszpanii oraz Portugalii. W większości zespołów stanowią o sile swoich drużyn. Również na ławce trenerskiej roi się od obywateli tego regionu Europy.


Reprezentacja Hiszpanii zdominowała rozgrywki reprezentacyjne. W ciągu czterech lat zdobyła dwukrotnie mistrzostw Europy (2008, 2012) oraz Mistrzostwo Świata (2010). W turniejach młodzieżowych również znajdują się w czołówce drużyn.

Pomimo ogromnej przepaści jaka dzieli ligę angielską od reszty Europy pod względem finansowym, to nie Wielka Brytania posiada najlepszą ligę piłkarską. Pokazuje to, że pieniądze nie są najważniejsze w piłce, a tylko olbrzymie są sumy jakie kręcą się wokół futbolu. Gdyby były decydujące to rywalizacja w europejskich pucharach byłaby zbędna. Piłka nożna przed pieniędzmi broni się w najczystszej postaci. Szkolenie młodzieży, zarządzanie oraz zaangażowanie w pracę sprawia, że te aspekty są decydujące i powodują, że to Hiszpanie posiadają najlepsze rozgrywki piłkarskie na świecie.

Ostatnie lata spowodowały totalną dominację przedstawicieli La Liga. Ostatnie dwa sezony, w których Ligę Mistrzów i Ligę Europy wygrywały kluby z tego regionu Europy, każe nazywać Primera Division najlepszymi rozgrywkami piłkarskimi. Ostatnie dziewięć sezonów to pięć triumfów w Champions League oraz pięć w Lidze Europy.

Same zwycięstwa robią wrażenie, ale styl w jakim zostały zdobyte jeszcze bardziej. Mnóstwo bramek, gra oparta na ofensywie oraz pressing na połowie przeciwnika-nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że taki styl gry preferują wszystkie hiszpańskie kluby które zdobywały puchary w ostatnich dziewięciu latach.



Sukcesy zarówno klubowe i reprezentacyjne nie byłyby możliwe bez systemu szkolenia młodzieży. W przypadku Hiszpanii nie można mówić o narodowym szkoleniu, które wprowadziło w życie hiszpańska federacja piłkarska RFEF. Oczywiście posiadają ogólne przepisy szkolenia, ale same kluby wzorowo wypełniają ten obowiązek. Przykładem jest FC Barcelona, która swoje sukcesy może zawdzięczać La Masii. Harvard wśród szkółek piłkarskich przyniósł niewyobrażalne korzyści Dumie Katalonii zarówno sportowe jak i finansowe. Pozostałe kluby również szkolą piłkarzy klasy światowej, ale przeważnie ze względów finansowych sprzedawają ich. Korzysta na tym przede wszystkim liga angielska, w której Hiszpanie odgrywają kluczowe role.

Kolejnym przykładem jest Athletic Bilbao-klub stawiający na piłkarzy z regionu. Nie przeszkadza to Baskom w walce o występy w europejskich pucharach oraz w równorzędnej rywalizacji z największymi klubami w Europie.

Mniejsze kluby dzięki szkoleniu młodzieży mogą utrzymywać płynność finansową. Sprzedaż wyszkolonych piłkarzy pozwala samemu finansować klub. Opieranie klubów na akademiach piłkarskich to również satysfakcja dla kibica, ponieważ przychodząc na mecz wie, że drużyna będzie grała ofensywny i widowiskowy futbol, ponieważ sama go tworzy i na nim opiera grę pierwszego zespołu.

Również warsztat trenerów wywodzących i nabierających doświadczenie w Hiszpanii budzi podziw. Cała Europa zalana jest hiszpańskimi trenerami odnoszącymi sukcesy mniejsze i większe. Każdy klub z najwyższej półki życzy sobie na ławce trenerskiej Unaia  Emery'ego czy Luisa Enrique. Z powodzeniem na Starym Kontynencie radzą sobie Manuel Pellegrini czy Mauricio Pochettino, którzy trenerskiego fachu uczyli się w Hiszpanii.


Ostatnim aspektem w którym Hiszpania radzi sobie bardzo dobrze jest skauting. Przeczesywanie wszystkich zakątków świata w poszukiwaniu talentów praktykuje cały Stary Kontynent, ale przedstawiciele La Ligi robią to wyjątkowo skutecznie. Przykładem do naśladowania jest Sevilla FC, która dzięki sprowadzaniu anonimowych piłkarzy, utrzymuje finansowo klub a przede wszystkim z powodzeniem walczy o europejskie trofea. Osobą, która stoi za sukcesami w skautingu Sevilli FC jest Ramón Rodríguez Verdejo (Monchi). Monchi m.in. sprowadził do klubu Daniego Alvesa, Aleixa Vidala czy Grzegorza Krychowiaka. Każdego z nich pozyskał za niewielkie pieniądze, a sprzedał lub sprzeda na nieporównywalnie większe. W ten sposób Monchi do tej pory zarobił dla Sevilli “na czysto” prawie 400 milionów euro.

Czy komuś się podoba czy nie, liga hiszpańska nie ma konkurencji. Obecnie jest najlepsza na świecie. A czeka ją dalszy rozwój, ponieważ po wprowadzeniu przepisu narzucającego równiejszy podział pieniędzy z praw telewizyjnych, biedniejsze i mniejsze kluby dostaną zdecydowanie większy zastrzyk banknotów niż dotychczas. To pomoże w podniesieniu poziomu sportowego.

Strach pomyśleć co by było gdyby La Liga posiadała finanse Premier League-puchary europejskie nie miałyby sensu, a kibice fascynowaliby się tylko rozgrywkami na Półwyspie Iberyjskim. Na szczęście takiej sytuacji nie ma i miejmy nadzieję, że nie będzie.

PIŁKA W GRZE

Napisał Radek @ 3 sierpnia 2015

Za nami połowa wakacyjnego okresu, wraz z początkiem sierpnia rumieńców nabiera sezon piłkarski. W eliminacjach europejskich pucharów czekają nas decydujące rozstrzygnięcia, karuzela transferowa rozkręciła się na całego, a w trzech ligach z najwyższej półki, w zakończonym właśnie weekendzie, doszło do pojedynków mistrza ze zdobywcą pucharu krajowego z poprzedniego sezonu.

Tradycyjnie na tym etapie rozgrywek europejskich pozostało mniej polskich klubów niż startowało od początku eliminacji. I tak kibice w Polsce mogą być zadowoleni, ponieważ już teraz wiemy, że w decydującej rundzie eliminacyjnej wystąpi dwóch przedstawicieli Ekstraklasy. Niestety kolejny rok z rzędu nie będzie mistrza Polski w czwartej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Jednak znalezienie się w rozgrywkach grupowych Ligi Europy dwóch polskich klubów będzie można oceniać w kategoriach sukcesu.

Ostatni tydzień lipca rozwiał wszystkie wątpliwości dotyczące transferu Sergio Ramosa do Manchesteru United. Hiszpański obrońca przedłużył kontrakt z Realem Madryt do 30 czerwca 2020 roku i tym samym sagę dotyczącą transferu Ramosa do Manchesteru United możemy włożyć między bajki.


Mianem króla polowania dotychczasowego okresu w obecnym okienku transferowym można okrzyknąć władze Liverpool FC, którzy dokonali sześciu znaczących wzmocnień składu. Tuż za nimi plasują się władze Atletico Madryt i Sevilli FC. Ciekawych transferów dokonał również Manchester United, który zmianami w kadrze dał do zrozumienia, że w najbliższym sezonie będzie się liczył w walce o Premier League.

Najbardziej przepłaconym transferem mogą pochwalić się właściciele Manchesteru City. Klub z Etihad Stadium kupił z Liverpoolu FC reprezentanta Anglii, Raheema Sterlinga za 62,5 miliona euro.

Najdłuższa saga tego okienka transferowego dotyczy Czerwonych Diabłów i osoby Davida de Gei. Rozpoczynający się tydzień ma być decydujący w negocjacjach z Realem Madryt, klubem których barw chce bronić od najbliższego sezonu hiszpański bramkarz.

W Europie karuzela nabiera tempa. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jeszcze w tym okienku transferowym dojdzie do transferu Angela di Marii do Paris Saint-Germain. Kibice w Mediolanie czekają na kolejne wzmocnienia, zarówno w Interze jak i na San Siro. Ostatnie słowa na pewno nie powiedziały angielskie kluby.

W polskiej lidze nie zanosi się na żadne poważne transfery. Wzmocnienia, które zostały dokonane prędzej, mogą być jedynymi ciekawymi ruchami.

Po trzech rozegranych kolejkach Ekstraklasy, najszybciej zaaklimatyzował się w nowych warunkach Nemanja Nikolic, który w samej lidze zgromadził już pięć bramek. Motorem napędowym Wisły Kraków staje się Krzysztof Mączyński, który w sobotnim meczu z mistrzem Polski Lechem Poznań był najlepszym piłkarzem krakowskiej ekipy.


Pierwsze trzy kolejki przyniosły nam wiele emocji i wspaniałych meczów. Najciekawszym był pojedynek Wisły Kraków z Lechem Poznań, w którym byliśmy świadkami futbolu z najwyższej półki. W tabeli prowadzi z kompletem punktów warszawska Legia.

Najważniejszym wydarzeniem weekendu były mecze o Superpuchar Anglii, Niemiec i Francji. Pojedynek mistrza ze zdobywcą pucharu krajowego inauguruje sezon 2015/2016 w Europie. Oczywiście sezon już trwa, ale poważne granie rozpoczęło się w pierwszy sierpniowy weekend.

Już na samym początku gorzkie pigułki musieli przełknąć Pep Guardiola i Jose Mourinho, ponieważ ich kluby nie wywalczyły pierwszego trofeum w rozpoczynającym się sezonie. Chelsea Londyn uległa Arsenalowi 1:0 i to Kanonierzy cieszą się z pierwszego pucharu. Najbardziej cieszy się jednak Arsene Wenger, który dopiero w czternastym bezpośrednim pojedynku z Jose Mourinho okazał się lepszy. Z kolei Bayern Monachium musiał uznać wyższość VfL Wolfsburg, które było skuteczniejsze w serii rzutów karnych.

Bez niespodzianki zakończył się mecz o Superpuchar Francji. Podopieczni Laurenta Blanca wygrali pewnie z Olympique Lyon 2:0, któremu obie bramki strzelili na początku meczu (11 i 17 minuta). Spotkanie rozegrane zostało na Stade Saputo w Montrealu. Najważniejszym wydarzeniem była jednak pomeczowa wypowiedź, jakiej udzieliła gwiazda mistrza Francji Zlatan Ibrahimovic.


Reprezentant Szwecji przyznał, iż być może w najbliższym czasie zmieni barwy klubowe. "Być może był to mój ostatni mecz w barwach Paris Saint-Germain. Mam przed sobą ważną decyzję do podjęcia" - zdradził Ibra.

Przed kibicami jeszcze mnóstwo transferowych spekulacji, z których urodzą się hity trwającego okienka transferowego. Czas pokaże który piłkarz będzie bohaterem bomby transferowej, a może hitowa transakcja już się odbyła.

Pierwsze puchary rozdane - rozpoczynamy poważne granie w sezonie 2015/2016. Kluby kompletują kadry, za chwilę poznamy uczestników rozgrywek grupowych zarówno Ligi Mistrzów jak i Ligi Europy. W weekend startuje Premier League i Ligue 1, za tydzień we wtorek w Tbilisi (Gruzja) odbędzie się mecz o Superpuchar Europy. Ciarki przechodzą po całym ciele na samą myśl co będzie się działo w obecnym sezonie. Do emocji związanych z klubowa piłką, trzeba dodać te związane z ostatecznymi starciami w eliminacjach do przyszłorocznych Mistrzostw Europy, w których Polska liczy na szczęśliwe zakończenie. Czeka nas mnóstwo niezapomnianych chwil i emocji.