MNIEJ NIŻ ZERO

Napisał Radek @ 30 listopada 2014

Powszechnie wiadomo, że piłka nożna jest dziedziną w życiu obok której nie można przejść obojętnie. Największym magnesem przyciągającym ludzi na całym świecie do zainteresowania się futbolem są pieniądze jakie przepływają przez tą dyscyplinę. Osoby nie związane z najpopularniejszą dyscypliną sportową na świecie, ze względu na pojedyncze wydarzenia, ekscesy, zaczynają zaglądać do gazet, na portale internetowe żeby dowiedzieć się więcej. Nie inaczej jest teraz. Jestem przekonany, że duża większość osób przechodząca obojętnie obok futbolu, w ostatnich dniach szukała informacji na temat jednego z największych klubów europejskich. Gdybym był kibicem Realu Madryt natychmiast pozwałbym własny klub do sądu. A właściwie ludzi, którzy nim teraz rządzą. Szkody, które właśnie wyrządzili są ogromne. Motywy, które nimi kierowały są oczywiste. Wiadomo, że zawsze chodzi o pieniądze. Oto Real zdecydował się usunąć krzyż ze swojego herbu. Według medialnych spekulacji to część lukratywnej trzyletniej umowy z nowym sponsorem - National Bank of Abu Dhabi. Chodzi o to żeby chrześcijański symbol nie raził ludzi z Emiratów, którzy dają kasę na klub. Zawsze zadziwia mnie tupet ludzi, którzy decydują się na tego typu działania. Przecież takie świętości jak Real nigdy nie są czyjąś własnością, ludzie nim zarządzający są jedynie depozytariuszami "świętego ognia". Niestety - czego mamy właśnie dobitny dowód - zdają się o tym zapominać. Zadziwia mnie również podwójna moralność niektórych kibiców tej drużyny. Wszędzie podkreślają, że przecież krzyż nie będzie usunięty. To znaczy będzie, ale "tylko i wyłącznie z produktów Narodowego Banku Abu Zabi (na przykład karty do bankomatu z herbem) w Zjednoczonych Emiratach Arabskich". Szokuje mnie, że nie widzą w tym nic nadzwyczajnego. Dla mnie to jeszcze większe obrzydlistwo, bo klub pokazuje w ten sposób różną twarz w różnych miejscach. Zdjęcie krzyża w jednym miejscu i zostawienie go w drugim po to żeby więcej zarobić jest jeszcze bardziej żenujące. To budzi mój jeszcze większy odruch wymiotny. Wyobrażacie sobie sytuację, że Besiktas Stambuł żeby dostać pieniądze od jakiegoś banku ze Starego Kontynentu wycofuje półksiężyc z herbu (oczywiście tylko na rynku europejskim)? Niemożliwe. Po pierwsze dlatego, że żaden europejski bank by tego nie zasugerował, po drugie dlatego, że Besiktas potraktowałby tę sugestię jako obraźliwą. Autentycznie zdumiewa mnie więc, że nikt w Realu nie obraził się z tego powodu. Ośmielam się zasugerować żeby Hiszpanie o odpowiednim autorytecie wystosowali apel z żądaniem do Jego Królewskiej Mości Filipa VI. Do czasu przywrócenia status quo ante - monarcha specjalnym dekretem powinien wycofać Realowi prawo do używania tej nazwy. Ma do tego moralne prawo. Przecież nie tylko herb ale i nazwę Realowi nadał pradziadek obecnego króla - Alfons XIII. Wiadomo, że żeby kibicować Realowi nie trzeba być katolikiem, ba - nie trzeba być nawet chrześcijaninem, ale czy się to komuś podoba czy nie: Real Madryt jest nierozerwalnie złączony z hiszpańską monarchią, a hiszpańska monarchia jest nierozerwalnie złączona z katolicyzmem. Wszyscy innowiercy, a także w ogóle nie wiercy - powinni to uszanować, bo nie są w stanie tego zmienić. Oczywiście jako kibica bolałoby mnie wycofanie nazwy "Real", bo ten klub jest częścią wspaniałego światowego futbolowego dziedzictwa. Nie widzę jednak innego wyjścia. Tylko stanowcze kroki mogą zapobiec stawaniu przez świat na głowie. Byłoby super gdyby jakiś ważny piłkarz ogłosił teraz, że odchodzi z Realu, bo nowa umowa narusza jego uczucia religijne. Odbiłoby się to szerokim echem. Oczywiście tak się nie stanie, ale pomarzyć zawsze można. To strasznie smutna historia. W spektakularny sposób znów przypomina prawidłowość: każdy się sprzeda. Wszystko jest jedynie kwestią ceny. Co tam opinia - opinią nie wygra się przecież Ligi Mistrzów. Ale najgorsze jest to, że klub mający takie parcie na kasę, wydaje ogromne pieniądze na transfery, a na boisku nie potrafi zaprezentować przyzwoitego ataku pozycyjnego. Real jest stacza, początkiem było zatrudnienie przeciwnika futbolu Jose Mourinho. Sukces za wszelką cenę - synonim Realu Madryt.

CHWILOWE ZAŁAMANIE POGODY

Napisał Radek @ 21 listopada 2014

Zwycięstwo w ostatniej kolejce, rozegranej przed przerwą reprezentacyjną, nie przegoni czarnych chmur, które zawisły nad jednym z najlepszych klubów na świecie. Dwie porażka z rzędu przydarzyły się pierwszy raz od pięciu lat, choć poprzednim razem, w 2009 roku, drużyna Pepa Guardioli miała już mistrzostwo w kieszeni. Dziś 22-krotny mistrz Hiszpanii ma najsłabszą drużynę od 2008 roku. Poprzednim razem Celta Vigo wygrała na wyjeździe z Barceloną krótko przed atakiem Japończyków na Pearl Harbor. Cztery poprzeczki nie mogą zaciemnić obrazu - przegrana Barcy na Camp Nou wcale nie była efektem pecha. W zespole Luisa Enrique nie działa środek pola. Taki jest efekt wieloletnich zaniedbań, które firmuje Andoni Zubizarreta. Trio Sergio Busquets - Xavi - Iniesta przez kilka lat rządziło światową piłką. Dziś ci piłkarze dobrze prezentują się tylko na plakacie. Z tej trójki najmniej w tym sezonie skompromitował się Xavi, ale tylko dlatego, że Luis Enrique dał mu najmniej szans. Busquets i Iniesta grają słabo przynajmniej od dwóch lat. Kilka lat temu potrafili zdominować każdy zespół na świecie. Wygrywać zawsze nie mogli (choć zazwyczaj to robili), jednak zawsze górowali nad przeciwnikiem kulturą gry. Gdyby przyszli do klubu dwa lata temu, dziś byliby już na wylocie z drużyny. Po takich sezonach kolejnych szans nikt już by im już nie sprezentował. Pomoc jest dziś słabością Barcelony, a to sytuacja w nowoczesnej historii klubu wyjątkowa. Najlepszym zawodnikiem, który może grać w tej linii jest Javier Mascherano, ale jego akurat Luis Enrique woli w obronie. W środku pola więcej minut od Argentyńczyka zanotował Sergi Roberto, który nie zaliczył w Barcelonie żadnego udanego meczu. Żegnanie się z piłkarzami najlepszego zespołu w historii klubu to wielka sztuka. Wymaga planowania i wyboru odpowiedniego momentu. Najgorszy możliwy sposób, to ten, który wybrała Barcelona - włożenie głowy w piasek. Przez lata oszukiwano samych siebie, że taki piłkarz jak Pedro musi wrócić do formy. Jest przecież relatywnie młody. Wszystkie potknięcia wytłumaczyć było łatwo. Przecież nawet z Celtą wystarczyło wykorzystać jedną z kilku okazji sam na sam. Z kolei w poprzednim sezonie do mistrzostwa zabrakło wygranej w ostatnim meczu. Tej drużynie należy się zaufanie - mówili trenerzy. Teraz efektem są gwizdy w stronę Daniego Alvesa. Najlepszy prawy obrońca w historii Barcelony zaskoczyć potrafi już tylko strojem. Nieporadny w obronie, w ataku krzywdzący drużynę niecelnymi wrzutkami w absurdalnych ilościach. Dziś od Alvesa odprawę taktyczną zaczynają wszyscy rywale Barcelony. - Grajcie na Alvesa, on jest cienki. Na prawą stronę sprowadzono jego rodaka, Douglasa. W Brazylii dziennikarze byli w szoku, po 24-latka, którego nie chciał nikt poważny z Europy, sięga Barcelona. Douglas zagrał raz, poza tym oglądamy go na trybunach. I po tym jednym występie nikt go oglądać nie chce. A katalońskie dzienniki piszą, że za transferem stał ojciec Neymara. Latem, po trzech latach niezdarnych poszukiwań, klub sprowadził stoperów. W ramach odmładzania składu, kupiono 31-letniego Mathieu i o rok młodszego Thomasa Vermaelena. Pierwszy z nich był rok temu do wzięcia za 10 mln euro. Nikt się nie zgłosił, a Barça kupiła go potem za sumę dwukrotnie wyższą. Belg w Barcelonie jeszcze nie zagrał. Wciąż się leczy. Żadnego meczu nie zawalił jeszcze Claudio Bravo, ale czy Barcelona dobrze zrobiła wydając na dwóch bramkarzy 24 mln euro, nie walcząc do końca o Thibaut Courtois? U Luisa Enrique podać prostopadłą piłkę w pole karne potrafią obecnie tylko Messi i Neymar. Razem z Luisem Suarezem będą ciągnąć tę drużynę za uszy. Bramki będą wpadać, ale o sukcesie myśleć trudno. Największy zawód to Ivan Rakitić. On miał pompować krew w nową Barcelonę, zastąpić zawodzącego w decydujących momentach Cesca Fabregasa. Chorwat ostatnich podań nie notuje. Wspomnienie z meczu Sevilli z Realem Madryt staje się coraz bardziej zamazane. Dziś w Barcelonie do najlepszych graczy na swoich pozycjach należą tylko napastnicy - Leo Messi, Neymar i Luis Suarez. W zespole najwięcej do powiedzenia mają gracze wypaleni, większość transferów jest nietrafiona. Drużyną kieruje trener, który szansę otrzymał głównie za swoje występy na boisku. Celta Luisa Enrique zbierała pochwały, ale gdy odszedł, gra jeszcze lepiej. O tym czy Barca zakończy sezon z niczym, wyrokować trudno. Przyszłość zespołu z zakazem transferowym jest jednak moim zdaniem świetlana. La Masia-dżoker którego nie posiada w talii żaden inny klub na świecie, siła która w szybkim tempie przegoni czarne chmury i spowoduje powrót słońca na Camp Nou.

MILOWY KROK

Napisał Radek @ 15 listopada 2014

Zastanawialiśmy się przed meczem w Tbilisi, czy zwycięstwo z Niemcami i remis ze Szkocją to wypadek przy pracy czy nowa era w historii polskiej reprezentacji. Kibice zdawali sobie sprawę, że jedziemy na ciężki teren i o zwycięstwo będzie niezwykle ciężko. Jedyny mecz jaki rozegraliśmy na ziemi gruzińskiej zakończył się porażką 3:0. Jednak nikt nie dopuszczał do myśli innego rozwiązania niż trzy punkty w starciu z Gruzinami. Sami piłkarze mieli świadomość, że zwycięstwo w Tbilisi zamknie drogę do Francji gospodarzom wczorajszego meczu, a nam rozwinie czerwony dywan, którego już nikt nie będzie w stanie zwinąć. Jedenastka jaką wystawił selekcjoner Nawałka budziła kontrowersje. Z Mączyńskim na defensywnym pomocniku, z Milą podwieszonym za Lewandowskim i Milikiem na skrzydle to ryzykowne rozwiązanie.  Pierwsza połowa to jedna wielka kopanina. Selekcjoner Gruzinów Temur Kecbaja bardzo dobrze odrobił pracę domową oddając pole gry Polakom i ustawiając się na kontrataki. Polacy od zawsze nie potrafią grać w ataku pozycyjnym, co było widać w pierwszej połowie meczu. Nie potrafili narzucić swojego stylu gry i dostosowali się do chaotycznej gry przeciwników. Zresztą w drugiej połowie Polakom ta sztuka również się nie udawała. Ale dzięki stałym fragmentom gry, na początku drugiej połowy biało-czerwoni wyszli na prowadzenie. Bramkę głową po rzucie rożnym zdobył Kamil Glik, jeden z liderów kadry Nawałki. Nie będę się znęcał nad reprezentacją Polski tylko dlatego, że nie potrafi grać ataku pozycyjnego, ponieważ nawet Real Madryt i angielskie kluby nie potrafią opanować tej umiejętności. Cieszyć może wykorzystywanie stałych fragmentów gry. Lewandowski, Glik, Szukała, Jędrzejczyk, Krychowiak-ludzie, my naprawdę mamy kim postraszyć przy dośrodkowaniach ze stojącej piłki. Potencjał jest i Adam Nawałka zaczyna go wykorzystywać. Nie we wszystkich meczach wychodziło, to naturalne. Nie jesteśmy Atletico Madryt. Ale wczoraj to przyniosło dwa gole. Łącznie w czterech meczach eliminacyjnych nasza drużyna zdobyła 15 bramek. Tylko dwie z nich padły w ciągu pierwszych czterdziestu pięciu minut. Do przerwy męczyliśmy się przecież nawet z Gibraltarem. Drużyna z szatni wraca odmieniona, stara się przycisnąć przeciwnika (może poza meczem z Niemcami, tam była konsekwencja, bez szalonych zrywów). Nie wiemy, czy takie są założenia trenera, ale mamy nadzieję, że tak. Jest w tym powtarzalność, w końcu możemy wskazać pozytywną cechę charakterystyczną naszej reprezentacji. Tego brakowało za czasów poprzednich selekcjonerów. Całe mecze rozgrywaliśmy w jednym tempie, byle jak. Wracając do wczorajszego meczu, druga połowa była fantastyczna. Gruzinów złapaliśmy za gardło, zagoniliśmy ich do narożnika i punktowaliśmy raz po raz. Gdyby to był pojedynek na zasadach UFC, sędzia przerwałby go po drugiej bramce – oni wtedy już odklepali. Takich reguł jednak nie przewidziano i osiągnęliśmy historyczny wynik, bo Gruzja nigdy nie przegrała tak wysoko u siebie o punkty. Tak jest, ani Hiszpania, ani Francja, ani żadna inna potęga wizytująca Tbilisi, nie dała rady do tego stopnia się zabawić, wbijając 4 bramki nie tracąc żadnej. Smucić może brak skuteczności Roberta Lewandowskiego w kolejnym meczu. Chwalą go, że haruje na boisku, ale haruje cała drużyna, dlatego takie opinie obrażają innych piłkarzy. O zaangażowaniu i gryzieniu trawy nie rozmawia się, to oczywiste. Napastnik jest od strzelania bramek, a on mimo świetnych okazji nie potrafił strzelić bramki. W hierarchii napastników spadł na drugie miejsce, ogląda plecy świetnego Arka Milika. Największym wygranym meczu jest Sebastian Mila, zagrał od pierwszej minuty i znowu strzelił bramkę. Pokuszę się o opinię, że Mila to piłkarz roku 2014 w kadrze. Lubimy bagatelizować nasze zwycięstwa. Chętnie mówimy: a, rywal był słaby jak nigdy! Grał najgorszy mecz od dawna! Kiedyś miał pakę, teraz to ogórki! Teoretycznie, możemy każde z tych zdań zastosować do Gruzji. Ale przestrzegam przed takim traktowaniem dzisiejszego wyniku, bardzo przestrzegam. Pokłócę się z każdym, kto powie, że dzisiaj tylko zrobiliśmy swoje. O nie, widzę w naszym zwycięstwie znacznie większy ciężar i wymiar. Dzięki zwycięstwu w Tbilisi przestanę pytać: czy mecz z Niemcami był jednorazowym wyskokiem? Ten scenariusz jest już nieaktualny. Coś na gruncie tamtego triumfu zdążyło wyrosnąć, bo elementy wygranej z 11 października widziałem zarówno w końcówce ze Szkocją jak i dzisiaj. Teraz cała zabawa polegać będzie na podążaniu w wyznaczonym kierunku. Wystarczy nie zepsuć. Tylko tyle.

JESIENNE PODSUMOWANIE

Napisał Radek @ 11 listopada 2014

Jesteśmy po rundzie jesiennej sezonu zasadniczego T-mobile Ekstraklasy. Kluby mają dwutygodniową przerwę, spowodowaną meczami reprezentacji w eliminacjach. Po piętnastu meczach można pokusić się o podsumowanie. Sezon 2014/15 rozpoczął się od falstartu dwóch przedstawicieli polskiej ligi w europejskich pucharach. Zawisza Bydgoszcz i Ruch Chorzów zajmują dwa ostatnie miejsca w tabeli. Wytłumaczyć można wpadki Ruchu Chorzów, który do ostatniej rundy walczył o fazę grupową Ligi Europy. Natomiast przypadek Zawiszy jest niezrozumiały. Drużyna z Bydgoszczy w piętnastu meczach zdobyła raptem siedem punktów i jest czarną latarnią ligi. Największym objawieniem T-mobile Ekstraklasy są Śląsk Wrocław i Jagiellonia Białystok. Drużyna z Dolnego Śląska mimo kłopotów finansowych potrafi konkurować z najlepszymi tej ligi. Zdaniem wielu ekspertów piłkarskich mecz pomiędzy mistrzem Polski Legią Warszawa a Śląskiem Wrocław był najlepszym meczem rundy jesiennej sezonu 2014/15. Świetną pracę wykonuje była legenda klubu, trener Tadeusz Pawłowski. To dzięki jego działaniom polska reprezentacja odzyskała Sebastiana Milę. Druga drużyna, która zasługuje na pochwały to Jagiellonia Białystok. Prowadzona przez Michała Probierza drużyna zajmuje trzecie miejsce w tabeli. Duża w tym zasługi trenera Michała Probierza, który pomimo straty największej gwiazdy Hiszpana Daniego Quintany, stworzył zespół potrafiący rzucić wyzwanie każdej drużynie. Liderami klasyfikacji strzelców są przedstawiciele objawień rundy czyli Mateusz Piątkowski z Jagiellonii Białystok i Flavio Paixao ze Śląska Wrocław. Oprócz miejsc jakie zajmują w tabeli obydwie drużyny, możemy również pochwalić styl gry jaki prezentują na murawie.Vice-lider i trzecia drużyna pokazują ofensywny styl gry, czym podnoszą frekwencję na stadionach. Od miesiąca Jagiellonia Białystok może pochwalić się otwartym w całości do użytku nowym stadionem. Na pochwałę w rundy jesiennej zasługuje również Górnik Zabrze, a konkretnie ustawienie jakie preferuje duet-menedżer Robert Warzycha i trener Józef Dankowski. 1-3-5-2 to ustawienie w którym czternastokrotny mistrz Polski upatruje szansę na awans do europejskich pucharów 2015/16. System preferowany przez włoskie kluby, sprawdza się na polskich boiskach. Oprócz efektywności, które potwierdza szóste miejsce w tabeli, również efektowność potwierdza słuszność wyboru tego ustawienia. Styl gry jaki preferuje zabrzański zespół urozmaica naszą ekstraklasę i umila czas kibicom podczas oglądania meczu. Największym rozczarowaniem początku sezonu jest poznański Lech, który oprócz kompromitujących występów w eliminacjach do Ligi Europy, bardzo słabo spisuje się w lidze zajmując dopiero siódme miejsce. Nie pomogła zmiana szkoleniowca, Mariusza Rumaka zastąpił Maciej Skorża. Niepokoić może chaos jaki panuje w Lechii Gdańsk. Hurtowe kupowanie przeciętniaków z zagranicy w ostatnich dniach okienka transferowego i kolejne zwolnienia, to obraz klubu z Pomorza w rundzie jesiennej, który zajmuje dopiero dwunaste miejsce w tabeli. Mistrzem jesieni został mistrz Polski Legia Warszawa, która fantastycznie radzi sobie również w Lidze Europy, w której po czterech meczach zapewniła już sobie awans do 1/32 finału. Cieszyć może co raz większa frekwencja na niektórych stadionach i wzrost oglądalności meczów T-mobile Ekstraklasy w telewizji. Cztery ostatnie kolejki w tym roku zapowiadają się interesująco. Ciekawe która drużyna wejdzie w nowy 2015 rok na pozycji lidera, a który piłkarz będzie liderem klasyfikacji strzelców. Jedno już wiemy-wzrasta atrakcyjność polskiej ekstraklasy.

WOJNA HISZPAŃSKO-KATALOŃSKA

Napisał Radek @ 1 listopada 2014

Każdy kibic na świecie czekający na sobotni pojedynek między gigantami hiszpańskimi, zachodził w głowę co może się wydarzyć na Santiago Bernabeu. Arena pierwszego starcia ligowego w sezonie 2014/15 gościła rozpędzony Real Madryt i niezidentyfikowaną w tym sezonie FC Barcelonę. Starcie największych gwiazd na świecie to jak co sezon danie główne kibica piłkarskiego. Nie inaczej było teraz. Od kilku dni poprzedzających wielki piłkarski spektakl, eksperci piłkarscy na całym świecie prześcigali się w opiniach na temat składów jakie wybiegną na murawę i taktyk jakie obiorą trenerzy obu drużyn. Jednak największym wydarzeniem był debiut Luisa Suareza w koszulce Dumy Katalonii i to czy rozpocznie mecz w wyjściowym składzie czy może na ławce rezerwowej. Wracający po karze jaką nałożyła na niego FIFA po ugryzieniu na Mundialu Włocha Giorgio Chielliniego, Urugwajczyk wzbudzał największe emocje. Luis Enrique trzymał w tajemnicy do samego końca swoją decyzję. Przed samym meczem cały świat się dowiedział, że Suarez swój debiut w barwach bordowo-granatowych rozpocznie w pierwszej jedenastce. Mało tego rozpoczął od asysty już na początku mecz. Dzięki jego podaniu Brazylijczyk Neymar wyprowadził gości na prowadzenie. Mecz od samego początku przebiegał na bardzo wysokim poziomie. Akcje przenosiły się spod jednej bramki pod drugą. Real dzięki rzutowi karnemu, którego słusznie podyktował arbiter spotkania po zagraniu ręką przez obrońcę vice mistrzów Hiszpanii Gerarda Pique pod koniec pierwszej połowy, doprowadził do wyrównania. Skutecznym egzekutorem okazał się Cristiano Ronaldo. Druga połowa to katastrofalna gra Dumy Katalonii. Real Madryt na początku drugiej połowy, po kolejny stałym fragmencie, wyszedł na prowadzenie. Bramkę zdobył Portugalczyk Pepe. Tak doświadczona drużyna jak Królewscy nie mogła nie przyjąć prezentu podarowanego przez FC Barcelonę. Postawy Andresa Iniesty i Lionela Messiego pokazują, że drużyna Luisa Enrique nie jest gotowa do tworzenia wielkich historii, nie jest przygotowana na wyzwania jakimi są mecze o najcięższym ciężarze gatunkowym. Nieporozumienie przy trzecim golu dla Realu potwierdza tezę o słabości Barcy. Nawet trener bordowo-granatowych nie pomógł swojej drużynie zmianami jakie dokonał. W mojej opinii największym błędem Luisa Enrique było postawienie od początku meczu na Luisa Suareza. Pokazało to brak doświadczenia. Carlo Ancelotti po niepowodzeniach w starciach z Gerardem Martino, teraz pokazał wyższość nad trenerem Barcy. Trzecia bramka zdobyta przez Francuza Karima Benzemę była gwoździem do trumny dla Katalończyków. Informacje na temat poprawy gry w destrukcji Barcelony wyglądają na mocno przedwczesne, lub przesadzone. Drugi poważny przeciwnik w tym sezonie i znowu trzy bramki stracone. Od dwóch sezonów start Barcelony był znacznie lepszy niż jego zakończenie, dziś drużyna z Katalonii nie może już obniżyć lotów. Jeśli tak by się miało stać, wszystko to co zwiastowało przełom, zacznie dążyć do katastrofy. Real dał sobie dziś kolejny zastrzyk entuzjazmu i optymizmu, ale cały czas ma problem z atakiem pozycyjnym, a drużyna z wielomilionowymi transferami musi strzelać bramki z ataku pozycyjnego, a nie opierać się tylko na kontrataku i stałych fragmentach gry. W tym meczu zero celnych strzałów Realu z ataku pozycyjnego, a bramki zdobyte z dwóch stałych fragmentów gry i kontry-to jest wstyd dla takiego klubu. Kibicom piłkarskim pozostało czekać na kolejne starcie gigantów, które zostanie rozegrane w marcu 2015 roku. Ciekawe który klub upora się ze swoimi problemami przed rewanżem w rundzie wiosennej. Trzymajmy kciuki za obydwa, gdyż będziemy świadkami jeszcze lepszych Gran Derbi, co jest nie do pomyślenia przypominając sobie fantastyczne widowisko jakie zostało stworzone w Madrycie. Przekonamy się w Barcelonie.