Powszechnie wiadomo, że piłka nożna jest dziedziną w życiu
obok której nie można przejść obojętnie. Największym magnesem przyciągającym
ludzi na całym świecie do zainteresowania się futbolem są pieniądze jakie
przepływają przez tą dyscyplinę. Osoby nie związane z najpopularniejszą
dyscypliną sportową na świecie, ze względu na pojedyncze wydarzenia, ekscesy,
zaczynają zaglądać do gazet, na portale internetowe żeby dowiedzieć się więcej.
Nie inaczej jest teraz. Jestem przekonany, że duża większość osób przechodząca
obojętnie obok futbolu, w ostatnich dniach szukała informacji na temat jednego
z największych klubów europejskich. Gdybym był kibicem Realu Madryt natychmiast
pozwałbym własny klub do sądu. A właściwie ludzi, którzy nim teraz rządzą.
Szkody, które właśnie wyrządzili są ogromne. Motywy, które nimi kierowały są
oczywiste. Wiadomo, że zawsze chodzi o pieniądze. Oto Real zdecydował się
usunąć krzyż ze swojego herbu. Według medialnych spekulacji to część
lukratywnej trzyletniej umowy z nowym sponsorem - National Bank of Abu Dhabi.
Chodzi o to żeby chrześcijański symbol nie raził ludzi z Emiratów, którzy dają
kasę na klub. Zawsze zadziwia mnie tupet ludzi, którzy decydują się na tego
typu działania. Przecież takie świętości jak Real nigdy nie są czyjąś własnością,
ludzie nim zarządzający są jedynie depozytariuszami "świętego ognia".
Niestety - czego mamy właśnie dobitny dowód - zdają się o tym zapominać.
Zadziwia mnie również podwójna moralność niektórych kibiców tej drużyny.
Wszędzie podkreślają, że przecież krzyż nie będzie usunięty. To znaczy będzie,
ale "tylko i wyłącznie z produktów Narodowego Banku Abu Zabi (na przykład
karty do bankomatu z herbem) w Zjednoczonych Emiratach Arabskich". Szokuje
mnie, że nie widzą w tym nic nadzwyczajnego. Dla mnie to jeszcze większe
obrzydlistwo, bo klub pokazuje w ten sposób różną twarz w różnych miejscach.
Zdjęcie krzyża w jednym miejscu i zostawienie go w drugim po to żeby więcej
zarobić jest jeszcze bardziej żenujące. To budzi mój jeszcze większy odruch
wymiotny. Wyobrażacie sobie sytuację, że Besiktas Stambuł żeby dostać pieniądze
od jakiegoś banku ze Starego Kontynentu wycofuje półksiężyc z herbu (oczywiście
tylko na rynku europejskim)? Niemożliwe. Po pierwsze dlatego, że żaden
europejski bank by tego nie zasugerował, po drugie dlatego, że Besiktas
potraktowałby tę sugestię jako obraźliwą. Autentycznie zdumiewa mnie więc, że
nikt w Realu nie obraził się z tego powodu. Ośmielam się zasugerować żeby
Hiszpanie o odpowiednim autorytecie wystosowali apel z żądaniem do Jego
Królewskiej Mości Filipa VI. Do czasu przywrócenia status quo ante - monarcha
specjalnym dekretem powinien wycofać Realowi prawo do używania tej nazwy. Ma do
tego moralne prawo. Przecież nie tylko herb ale i nazwę Realowi nadał
pradziadek obecnego króla - Alfons XIII. Wiadomo, że żeby kibicować Realowi nie
trzeba być katolikiem, ba - nie trzeba być nawet chrześcijaninem, ale czy się
to komuś podoba czy nie: Real Madryt jest nierozerwalnie złączony z hiszpańską
monarchią, a hiszpańska monarchia jest nierozerwalnie złączona z katolicyzmem.
Wszyscy innowiercy, a także w ogóle nie wiercy - powinni to uszanować, bo nie
są w stanie tego zmienić. Oczywiście jako kibica bolałoby mnie wycofanie nazwy
"Real", bo ten klub jest częścią wspaniałego światowego futbolowego
dziedzictwa. Nie widzę jednak innego wyjścia. Tylko stanowcze kroki mogą
zapobiec stawaniu przez świat na głowie. Byłoby super gdyby jakiś ważny piłkarz
ogłosił teraz, że odchodzi z Realu, bo nowa umowa narusza jego uczucia
religijne. Odbiłoby się to szerokim echem. Oczywiście tak się nie stanie, ale
pomarzyć zawsze można. To strasznie smutna historia. W spektakularny sposób
znów przypomina prawidłowość: każdy się sprzeda. Wszystko jest jedynie kwestią
ceny. Co tam opinia - opinią nie wygra się przecież Ligi Mistrzów. Ale
najgorsze jest to, że klub mający takie parcie na kasę, wydaje ogromne
pieniądze na transfery, a na boisku nie potrafi zaprezentować przyzwoitego
ataku pozycyjnego. Real jest stacza, początkiem było zatrudnienie przeciwnika
futbolu Jose Mourinho. Sukces za wszelką cenę - synonim Realu Madryt.
CHWILOWE ZAŁAMANIE POGODY
Napisał Radek @ 21 listopada 2014
Zwycięstwo w ostatniej kolejce, rozegranej przed przerwą
reprezentacyjną, nie przegoni czarnych chmur, które zawisły nad jednym z
najlepszych klubów na świecie. Dwie porażka z rzędu przydarzyły się pierwszy
raz od pięciu lat, choć poprzednim razem, w 2009 roku, drużyna Pepa Guardioli
miała już mistrzostwo w kieszeni. Dziś 22-krotny mistrz Hiszpanii ma najsłabszą
drużynę od 2008 roku. Poprzednim razem Celta Vigo wygrała na wyjeździe z
Barceloną krótko przed atakiem Japończyków na Pearl Harbor. Cztery poprzeczki
nie mogą zaciemnić obrazu - przegrana Barcy na Camp Nou wcale nie była efektem
pecha. W zespole Luisa Enrique nie działa środek pola. Taki jest efekt
wieloletnich zaniedbań, które firmuje Andoni Zubizarreta. Trio Sergio Busquets
- Xavi - Iniesta przez kilka lat rządziło światową piłką. Dziś ci piłkarze
dobrze prezentują się tylko na plakacie. Z tej trójki najmniej w tym sezonie
skompromitował się Xavi, ale tylko dlatego, że Luis Enrique dał mu najmniej
szans. Busquets i Iniesta grają słabo przynajmniej od dwóch lat. Kilka lat temu
potrafili zdominować każdy zespół na świecie. Wygrywać zawsze nie mogli (choć
zazwyczaj to robili), jednak zawsze górowali nad przeciwnikiem kulturą gry.
Gdyby przyszli do klubu dwa lata temu, dziś byliby już na wylocie z drużyny. Po
takich sezonach kolejnych szans nikt już by im już nie sprezentował. Pomoc jest
dziś słabością Barcelony, a to sytuacja w nowoczesnej historii klubu wyjątkowa.
Najlepszym zawodnikiem, który może grać w tej linii jest Javier Mascherano, ale
jego akurat Luis Enrique woli w obronie. W środku pola więcej minut od
Argentyńczyka zanotował Sergi Roberto, który nie zaliczył w Barcelonie żadnego
udanego meczu. Żegnanie się z piłkarzami najlepszego zespołu w historii klubu
to wielka sztuka. Wymaga planowania i wyboru odpowiedniego momentu. Najgorszy
możliwy sposób, to ten, który wybrała Barcelona - włożenie głowy w piasek.
Przez lata oszukiwano samych siebie, że taki piłkarz jak Pedro musi wrócić do
formy. Jest przecież relatywnie młody. Wszystkie potknięcia wytłumaczyć było
łatwo. Przecież nawet z Celtą wystarczyło wykorzystać jedną z kilku okazji sam
na sam. Z kolei w poprzednim sezonie do mistrzostwa zabrakło wygranej w
ostatnim meczu. Tej drużynie należy się zaufanie - mówili trenerzy. Teraz
efektem są gwizdy w stronę Daniego Alvesa. Najlepszy prawy obrońca w historii
Barcelony zaskoczyć potrafi już tylko strojem. Nieporadny w obronie, w ataku
krzywdzący drużynę niecelnymi wrzutkami w absurdalnych ilościach. Dziś od
Alvesa odprawę taktyczną zaczynają wszyscy rywale Barcelony. - Grajcie na
Alvesa, on jest cienki. Na prawą stronę sprowadzono jego rodaka, Douglasa. W
Brazylii dziennikarze byli w szoku, po 24-latka, którego nie chciał nikt
poważny z Europy, sięga Barcelona. Douglas zagrał raz, poza tym oglądamy go na
trybunach. I po tym jednym występie nikt go oglądać nie chce. A katalońskie
dzienniki piszą, że za transferem stał ojciec Neymara. Latem, po trzech latach
niezdarnych poszukiwań, klub sprowadził stoperów. W ramach odmładzania składu,
kupiono 31-letniego Mathieu i o rok młodszego Thomasa Vermaelena. Pierwszy z
nich był rok temu do wzięcia za 10 mln euro. Nikt się nie zgłosił, a Barça
kupiła go potem za sumę dwukrotnie wyższą. Belg w Barcelonie jeszcze nie
zagrał. Wciąż się leczy. Żadnego meczu nie zawalił jeszcze Claudio Bravo, ale
czy Barcelona dobrze zrobiła wydając na dwóch bramkarzy 24 mln euro, nie
walcząc do końca o Thibaut Courtois? U Luisa Enrique podać prostopadłą piłkę w
pole karne potrafią obecnie tylko Messi i Neymar. Razem z Luisem Suarezem będą
ciągnąć tę drużynę za uszy. Bramki będą wpadać, ale o sukcesie myśleć trudno.
Największy zawód to Ivan Rakitić. On miał pompować krew w nową Barcelonę,
zastąpić zawodzącego w decydujących momentach Cesca Fabregasa. Chorwat
ostatnich podań nie notuje. Wspomnienie z meczu Sevilli z Realem Madryt staje
się coraz bardziej zamazane. Dziś w Barcelonie do najlepszych graczy na swoich
pozycjach należą tylko napastnicy - Leo Messi, Neymar i Luis Suarez. W zespole
najwięcej do powiedzenia mają gracze wypaleni, większość transferów jest
nietrafiona. Drużyną kieruje trener, który szansę otrzymał głównie za swoje
występy na boisku. Celta Luisa Enrique zbierała pochwały, ale gdy odszedł, gra
jeszcze lepiej. O tym czy Barca zakończy sezon z niczym, wyrokować trudno. Przyszłość
zespołu z zakazem transferowym jest jednak moim zdaniem świetlana. La
Masia-dżoker którego nie posiada w talii żaden inny klub na świecie, siła która
w szybkim tempie przegoni czarne chmury i spowoduje powrót słońca na Camp Nou.
MILOWY KROK
Napisał Radek @ 15 listopada 2014
Zastanawialiśmy się przed meczem w Tbilisi, czy zwycięstwo z Niemcami i remis ze Szkocją to wypadek przy pracy czy nowa era w historii polskiej reprezentacji. Kibice zdawali sobie sprawę, że jedziemy na ciężki teren i o zwycięstwo będzie niezwykle ciężko. Jedyny mecz jaki rozegraliśmy na ziemi gruzińskiej zakończył się porażką 3:0. Jednak nikt nie dopuszczał do myśli innego rozwiązania niż trzy punkty w starciu z Gruzinami. Sami piłkarze mieli świadomość, że zwycięstwo w Tbilisi zamknie drogę do Francji gospodarzom wczorajszego meczu, a nam rozwinie czerwony dywan, którego już nikt nie będzie w stanie zwinąć. Jedenastka jaką wystawił selekcjoner Nawałka budziła kontrowersje. Z Mączyńskim na defensywnym pomocniku, z Milą podwieszonym za Lewandowskim i Milikiem na skrzydle to ryzykowne rozwiązanie. Pierwsza połowa to jedna wielka kopanina. Selekcjoner Gruzinów
Temur Kecbaja bardzo dobrze odrobił pracę domową oddając pole gry
Polakom i ustawiając się na kontrataki. Polacy od zawsze nie
potrafią grać w ataku pozycyjnym, co było widać w pierwszej połowie
meczu. Nie potrafili narzucić swojego stylu gry i dostosowali się
do chaotycznej gry przeciwników. Zresztą w drugiej połowie Polakom ta sztuka również się nie udawała. Ale dzięki stałym
fragmentom gry, na początku drugiej połowy biało-czerwoni wyszli na
prowadzenie. Bramkę głową po rzucie rożnym zdobył Kamil Glik, jeden
z liderów kadry Nawałki. Nie będę się znęcał nad reprezentacją Polski tylko dlatego, że nie potrafi grać ataku pozycyjnego, ponieważ nawet Real Madryt i angielskie kluby nie potrafią opanować tej umiejętności. Cieszyć może wykorzystywanie stałych fragmentów gry. Lewandowski, Glik, Szukała, Jędrzejczyk, Krychowiak-ludzie,
my naprawdę mamy kim postraszyć przy dośrodkowaniach ze stojącej piłki. Potencjał
jest i Adam Nawałka zaczyna go wykorzystywać. Nie we wszystkich meczach
wychodziło, to naturalne. Nie jesteśmy Atletico Madryt. Ale wczoraj to przyniosło
dwa gole. Łącznie w czterech meczach eliminacyjnych nasza drużyna
zdobyła 15 bramek. Tylko dwie z nich padły w ciągu pierwszych czterdziestu pięciu
minut. Do przerwy męczyliśmy się przecież nawet z Gibraltarem. Drużyna z szatni
wraca odmieniona, stara się przycisnąć przeciwnika (może poza meczem z
Niemcami, tam była konsekwencja, bez szalonych zrywów). Nie wiemy, czy takie są
założenia trenera, ale mamy nadzieję, że tak. Jest w tym powtarzalność, w końcu
możemy wskazać pozytywną cechę charakterystyczną naszej reprezentacji. Tego
brakowało za czasów poprzednich selekcjonerów. Całe mecze rozgrywaliśmy w jednym
tempie, byle jak. Wracając do wczorajszego meczu, druga połowa była fantastyczna. Gruzinów złapaliśmy za gardło, zagoniliśmy ich do
narożnika i punktowaliśmy raz po raz. Gdyby to był pojedynek na zasadach UFC,
sędzia przerwałby go po drugiej bramce – oni wtedy już odklepali. Takich reguł
jednak nie przewidziano i osiągnęliśmy historyczny wynik, bo Gruzja nigdy nie
przegrała tak wysoko u siebie o punkty. Tak jest, ani Hiszpania, ani Francja,
ani żadna inna potęga wizytująca Tbilisi, nie dała rady do tego stopnia się
zabawić, wbijając 4 bramki nie tracąc żadnej. Smucić może brak skuteczności Roberta Lewandowskiego w kolejnym meczu. Chwalą go, że haruje na boisku, ale haruje cała drużyna, dlatego takie opinie obrażają innych piłkarzy. O zaangażowaniu i gryzieniu trawy nie rozmawia się, to oczywiste. Napastnik jest od strzelania bramek, a on mimo świetnych okazji nie potrafił strzelić bramki. W hierarchii napastników spadł na drugie miejsce, ogląda plecy świetnego Arka Milika. Największym wygranym meczu jest Sebastian Mila, zagrał od pierwszej minuty i znowu strzelił bramkę. Pokuszę się o opinię, że Mila to piłkarz roku 2014 w kadrze. Lubimy bagatelizować nasze zwycięstwa. Chętnie mówimy: a,
rywal był słaby jak nigdy! Grał najgorszy mecz od dawna! Kiedyś miał pakę,
teraz to ogórki! Teoretycznie, możemy każde z tych zdań zastosować do Gruzji.
Ale przestrzegam przed takim traktowaniem dzisiejszego wyniku, bardzo
przestrzegam. Pokłócę się z każdym, kto powie, że dzisiaj tylko zrobiliśmy
swoje. O nie, widzę w naszym zwycięstwie znacznie większy ciężar i wymiar. Dzięki zwycięstwu w Tbilisi przestanę pytać: czy mecz z Niemcami był
jednorazowym wyskokiem? Ten scenariusz jest już nieaktualny. Coś na gruncie
tamtego triumfu zdążyło wyrosnąć, bo elementy wygranej z 11 października
widziałem zarówno w końcówce ze Szkocją jak i dzisiaj. Teraz cała zabawa polegać będzie
na podążaniu w wyznaczonym kierunku. Wystarczy nie zepsuć. Tylko tyle.
JESIENNE PODSUMOWANIE
Napisał Radek @ 11 listopada 2014
Jesteśmy po rundzie jesiennej sezonu zasadniczego T-mobile Ekstraklasy. Kluby mają dwutygodniową przerwę, spowodowaną meczami reprezentacji w eliminacjach. Po piętnastu meczach można pokusić się o podsumowanie. Sezon 2014/15 rozpoczął się od falstartu dwóch przedstawicieli polskiej ligi w europejskich pucharach. Zawisza Bydgoszcz i Ruch Chorzów zajmują dwa ostatnie miejsca w tabeli. Wytłumaczyć można wpadki Ruchu Chorzów, który do ostatniej rundy walczył o fazę grupową Ligi Europy. Natomiast przypadek Zawiszy jest niezrozumiały. Drużyna z Bydgoszczy w piętnastu meczach zdobyła raptem siedem punktów i jest czarną latarnią ligi. Największym objawieniem T-mobile Ekstraklasy są Śląsk Wrocław i Jagiellonia Białystok. Drużyna z Dolnego Śląska mimo kłopotów finansowych potrafi konkurować z najlepszymi tej ligi. Zdaniem wielu ekspertów piłkarskich mecz pomiędzy mistrzem Polski Legią Warszawa a Śląskiem Wrocław był najlepszym meczem rundy jesiennej sezonu 2014/15. Świetną pracę wykonuje była legenda klubu, trener Tadeusz Pawłowski. To dzięki jego działaniom polska reprezentacja odzyskała Sebastiana Milę. Druga drużyna, która zasługuje na pochwały to Jagiellonia Białystok. Prowadzona przez Michała Probierza drużyna zajmuje trzecie miejsce w tabeli. Duża w tym zasługi trenera Michała Probierza, który pomimo straty największej gwiazdy Hiszpana Daniego Quintany, stworzył zespół potrafiący rzucić wyzwanie każdej drużynie. Liderami klasyfikacji strzelców są przedstawiciele objawień rundy czyli Mateusz Piątkowski z Jagiellonii Białystok i Flavio Paixao ze Śląska Wrocław. Oprócz miejsc jakie zajmują w tabeli obydwie drużyny, możemy również pochwalić styl gry jaki prezentują na murawie.Vice-lider i trzecia drużyna pokazują ofensywny styl gry, czym podnoszą frekwencję na stadionach. Od miesiąca Jagiellonia Białystok może pochwalić się otwartym w całości do użytku nowym stadionem. Na pochwałę w rundy jesiennej zasługuje również Górnik Zabrze, a konkretnie ustawienie jakie preferuje duet-menedżer Robert Warzycha i trener Józef Dankowski. 1-3-5-2 to ustawienie w którym czternastokrotny mistrz Polski upatruje szansę na awans do europejskich pucharów 2015/16. System preferowany przez włoskie kluby, sprawdza się na polskich boiskach. Oprócz efektywności, które potwierdza szóste miejsce w tabeli, również efektowność potwierdza słuszność wyboru tego ustawienia. Styl gry jaki preferuje zabrzański zespół urozmaica naszą ekstraklasę i umila czas kibicom podczas oglądania meczu. Największym rozczarowaniem początku sezonu jest poznański Lech, który oprócz kompromitujących występów w eliminacjach do Ligi Europy, bardzo słabo spisuje się w lidze zajmując dopiero siódme miejsce. Nie pomogła zmiana szkoleniowca, Mariusza Rumaka zastąpił Maciej Skorża. Niepokoić może chaos jaki panuje w Lechii Gdańsk. Hurtowe kupowanie przeciętniaków z zagranicy w ostatnich dniach okienka transferowego i kolejne zwolnienia, to obraz klubu z Pomorza w rundzie jesiennej, który zajmuje dopiero dwunaste miejsce w tabeli. Mistrzem jesieni został mistrz Polski Legia Warszawa, która fantastycznie radzi sobie również w Lidze Europy, w której po czterech meczach zapewniła już sobie awans do 1/32 finału. Cieszyć może co raz większa frekwencja na niektórych stadionach i wzrost oglądalności meczów T-mobile Ekstraklasy w telewizji. Cztery ostatnie kolejki w tym roku zapowiadają się interesująco. Ciekawe która drużyna wejdzie w nowy 2015 rok na pozycji lidera, a który piłkarz będzie liderem klasyfikacji strzelców. Jedno już wiemy-wzrasta atrakcyjność polskiej ekstraklasy.
WOJNA HISZPAŃSKO-KATALOŃSKA
Napisał Radek @ 1 listopada 2014
Każdy kibic na świecie czekający na sobotni pojedynek między
gigantami hiszpańskimi, zachodził w głowę co może się wydarzyć na Santiago
Bernabeu. Arena pierwszego starcia ligowego w sezonie 2014/15 gościła rozpędzony
Real Madryt i niezidentyfikowaną w tym sezonie FC Barcelonę. Starcie
największych gwiazd na świecie to jak co sezon danie główne kibica
piłkarskiego. Nie inaczej było teraz. Od kilku dni poprzedzających wielki
piłkarski spektakl, eksperci piłkarscy na całym świecie prześcigali się w
opiniach na temat składów jakie wybiegną na murawę i taktyk jakie obiorą
trenerzy obu drużyn. Jednak największym wydarzeniem był debiut Luisa Suareza w
koszulce Dumy Katalonii i to czy rozpocznie mecz w wyjściowym składzie czy może
na ławce rezerwowej. Wracający po karze jaką nałożyła na niego FIFA po
ugryzieniu na Mundialu Włocha Giorgio Chielliniego, Urugwajczyk wzbudzał
największe emocje. Luis Enrique trzymał w tajemnicy do samego końca swoją
decyzję. Przed samym meczem cały świat się dowiedział, że Suarez swój debiut w
barwach bordowo-granatowych rozpocznie w pierwszej jedenastce. Mało tego
rozpoczął od asysty już na początku mecz. Dzięki jego podaniu Brazylijczyk
Neymar wyprowadził gości na prowadzenie. Mecz od samego początku przebiegał na
bardzo wysokim poziomie. Akcje przenosiły się spod jednej bramki pod drugą.
Real dzięki rzutowi karnemu, którego słusznie podyktował arbiter spotkania po
zagraniu ręką przez obrońcę vice mistrzów Hiszpanii Gerarda Pique pod koniec
pierwszej połowy, doprowadził do wyrównania. Skutecznym egzekutorem okazał się
Cristiano Ronaldo. Druga połowa to katastrofalna gra Dumy Katalonii. Real
Madryt na początku drugiej połowy, po kolejny stałym fragmencie, wyszedł na
prowadzenie. Bramkę zdobył Portugalczyk Pepe. Tak doświadczona drużyna jak
Królewscy nie mogła nie przyjąć prezentu podarowanego przez FC Barcelonę. Postawy
Andresa Iniesty i Lionela Messiego pokazują, że drużyna Luisa Enrique nie jest
gotowa do tworzenia wielkich historii, nie jest przygotowana na wyzwania jakimi
są mecze o najcięższym ciężarze gatunkowym. Nieporozumienie przy trzecim golu
dla Realu potwierdza tezę o słabości Barcy. Nawet trener bordowo-granatowych
nie pomógł swojej drużynie zmianami jakie dokonał. W mojej opinii największym
błędem Luisa Enrique było postawienie od początku meczu na Luisa Suareza.
Pokazało to brak doświadczenia. Carlo Ancelotti po niepowodzeniach w starciach
z Gerardem Martino, teraz pokazał wyższość nad trenerem Barcy. Trzecia bramka
zdobyta przez Francuza Karima Benzemę była gwoździem do trumny dla
Katalończyków. Informacje na temat poprawy gry w destrukcji Barcelony wyglądają
na mocno przedwczesne, lub przesadzone. Drugi poważny przeciwnik w tym sezonie
i znowu trzy bramki stracone. Od dwóch sezonów start Barcelony był znacznie
lepszy niż jego zakończenie, dziś drużyna z Katalonii nie może już obniżyć
lotów. Jeśli tak by się miało stać, wszystko to co zwiastowało przełom, zacznie
dążyć do katastrofy. Real dał sobie dziś kolejny zastrzyk entuzjazmu i optymizmu,
ale cały czas ma problem z atakiem pozycyjnym, a drużyna z wielomilionowymi
transferami musi strzelać bramki z ataku pozycyjnego, a nie opierać się tylko na
kontrataku i stałych fragmentach gry. W tym meczu zero celnych strzałów Realu z
ataku pozycyjnego, a bramki zdobyte z dwóch stałych fragmentów gry i kontry-to jest
wstyd dla takiego klubu. Kibicom piłkarskim pozostało czekać na kolejne starcie gigantów, które zostanie rozegrane w marcu 2015 roku. Ciekawe który klub upora się ze swoimi problemami przed rewanżem w rundzie wiosennej. Trzymajmy kciuki za obydwa, gdyż będziemy świadkami jeszcze lepszych Gran Derbi, co jest nie do pomyślenia przypominając sobie fantastyczne widowisko jakie zostało stworzone w Madrycie. Przekonamy się w Barcelonie.