Nie wiadomo, czy gdyby Legia nie zagapiła się w sprawie
nieszczęsnego Bereszyńskiego, awansowałaby w następnej rundzie do Ligi
Mistrzów. Ale nie możemy tego wykluczyć, z Celtikiem rozprawiła się w
oszałamiającym stylu. Nie wiadomo, czy gdyby Legia nie rozesłała po Europie
infantylnego listu „rekomendującego” transfer Michała Żyro, wyjęłaby za niego w
przyszłości więcej niż wyjmie. Ale nie możemy tego wykluczyć, listowny wybryk rynkowej wartości skrzydłowego na pewno nie podniósł. Nie wiadomo wreszcie, czy gdyby Legia nie trwoniła milionów
złotych przez notoryczną niesubordynację na trybunach, wydałaby je mądrze na
nowych piłkarzy. Ale nie możemy wykluczyć, że znacząco wzmocniłaby kadrę, o
czym najładniej świadczą popisy Ondreja Dudy, zjawiskowo jak na standardy
naszych boisk uzdolnionego młodzieńca ze Słowacji. Do wszechogarniającego
rozgardiaszu w polskich klubach przywykliśmy, jednak warszawski jest wyjątkowy,
bowiem jako pierwszy u nas przeżywa równocześnie tak dynamiczny, wielowymiarowy
rozwój sportowy. Odkąd Legią dowodzi Henning Berg, czyli w kalendarzowym roku
2014, piłkarze mają bilans wprost nieskazitelny – obronili tytuł mistrza kraju,
wygrali 24 z 35 meczów ligowych (następny Lech – ledwie 18), nie przegrali ani
jednego krajowego hitu (cztery zwycięstwa i dwa remisy z Wisłą i Lechem, bramki
15-4), zwyciężali (na boisku) w 10 z 12 spotkań europejskich pucharów (24-4).
Uprawiają futbol uporządkowany, elastyczny taktycznie i reagujący na styl
przeciwnika, nawet w zderzeniu z zagranicą wyglądają na świadomych swojej siły.
I nie zależą, wbrew niedawnym podejrzeniom, od ponadprzeciętnych jednostek, o
czym przekonuje każdy mecz bez kontuzjowanego Radovicia. Jeśli pomyślimy
jeszcze o szerokiej, wymuszającej niespotykaną u nas ostrą rywalizację kadrze
(jesienią grało 32 ludzi!), kosztującej 1,5 mln euro rocznie akademii (dla
porównania: Bayern wydaje 3 mln) oraz planach budowy ośrodka treningowego, to
widzimy zupełnie nową jakość w polskim futbolu. Jakość, dzięki której
teraźniejszość cieszy, a potencjalna przyszłość wprawia w euforię. Najbliższy
sportowy cel jest jasny: zostać pierwszym od 1991 roku polskim klubem, który po
przerwie zimowej wygra dwumecz w europejskich pucharach. Będzie potwornie
trudno, nie tylko z powodu klasy rywala, ale również z powodu klasy super dziewiątki holenderskiego klubu, Arkadiusza Milika. Legia wyjdzie
na kolejną rundę ledwie tydzień po wznowieniu rozgrywek. Czyli kompletnie
odzwyczajona od twardej walki o niebagatelną stawkę. Ale tak naprawdę martwi u
niej dziś wyłącznie to, co pozasportowe. Jeśli przytoczoną na wstępie listę
wpadek rozciągniemy do wiosny i wspomnimy zadymy podczas wizyty w Warszawie
Jagiellonii, znajdziemy aż dwa mecze oddane przez Legię walkowerem. To też w
cywilizowanym – ba, także polskim – futbolu rzadkość. To europejskiej firmie
zwyczajnie nie przystoi.
Wszystkim życzę Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku.
OdpowiedzUsuń