Kto by się spodziewał, że w trakcie meczu polskiej reprezentacji z Gruzją kibice Biało-Czerwonych będą drżeć o wynik. W potwornie upalne sobotnie popołudnie, przy otwartym dachu podopieczni Adama Nawałki zagrali na nerwach fanom. Lider grupy D eliminacji do Mistrzostw Europy Francja 2016 był faworytem w starciu z podopiecznymi Kachabera Cchadadze. Ale papier nie rozdaje punktów przed meczem.
Wynik pierwszego spotkania w ramach eliminacji, które zostało rozegrane w Tbilisi jednoznacznie wskazywało na pewne zwycięstwo Polaków na Stadionie Narodowym. Jednak tym razem o punkty miało być ciężej, bowiem trener Gruzinów
zdecydował się na ultradefensywne zestawienie z piątką obrońców i
zabezpieczeniem tyłów przez defensywnego pomocnika.
W pierwszej połowie ilość nie dała jakości, obrona Gruzinów była
dziurawa jak ser szwajcarski. Szalejący Grosicki, doskonały Krychowiak i niestety nieskuteczny Lewandowski-tak można najkrócej ocenić pierwsze dwa
kwadransy. Po upływie trzydziestu minut Polacy powinni zastanawiać się czy dobijać jeszcze rywali, czy poprzestać na pięciobramkowym prowadzeniu.
Niestety wciąż było 0:0. Wstrzelić się nie mógł zwłaszcza wspomniany
Robert Lewandowski. Napastnik Bayernu najpierw znalazł się sam na sam z
Giorgim Lorią, minął go, ale wracający za akcją obrońca wybił piłkę z
pustej bramki, później Lewy nie wykorzystał dośrodkowania Kamila
Grosickiego i z siedmiu metrów uderzył wprost w gruzińskiego bramkarza. Nieskuteczność Roberta może frustrować, ponieważ napastnik klasy światowej wykorzystuje chociaż jedną ze sytuacji jakie mu się przydarzyły w pierwszej części meczu. To nie pierwszy mecz w którym kapitan marnuje stuprocentowe sytuacje.
Do sytuacji Lewandowskiego, w pierwszej połowie możemy dołożyć niecelny o centymetry strzał Kamila Grosickiego, uderzenie Arkadiusza
Milika z osiemnastu metrów cudownie wyjęte przez Lorię. Polska reprezentacja praktycznie nie opuszczała pola karnego przeciwnika w pierwszej części meczu, a mimo to efektu nie było widać.
Po przerwie sytuacja zaczęła się zmieniać. Inicjatywę nad meczem zaczęli przejmować piłkarze Gruzji. Presja zaczęła plątać nogi Polakom. Podopieczni Kachabera Cchadadze zaczęli stwarzać sytuację, w pięćdziesiątej pierwszej minucie Guszan Kaszia nieznacznie pomylił się przy strzale głową.
Czas upływał, na trybunach można było zauważyć zniecierpliwienie i nerwowość spowodowane beznadziejną grą Polaków i coraz lepszą Gruzinów. Ale wtedy stało się to, na co wszyscy czekali od godziny. Po krótko rozegrany rzucie rożnym, Arkadiusz Milik wykorzystał wolną przestrzeń i z
około dwudziestu metrów lewą nogi posłał piłkę w długi róg bramki. Po strzelonej bramce było można u wszystkich kibiców usłyszeć "ufff". Po następnej akcji Biało-Czerwonych mogło być jeszcze piękniej. Niestety, uderzenie piłki głową przez Kamila
Grosickiego znów minęło słupek z niewłaściwej strony.
Po chwili uspokojenia, przyszedł kolejny nerwowy moment. Skończyło się jednak szczęśliwie, choć nazwisko
George Navalovskiego mogło utkwić w pamięci reprezentantom na wiele lat. Obrońca
Gruzinów na kilka minut przed końcem meczu oddał prawdopodobnie jeden z
najlepszych strzałów w karierze, ale piłka odbiła się od poprzeczki. Nerwową końcówkę zamienił na wspaniałe zakończenie kapitan reprezentacji Polski. Robert Lewandowski swoją nieskutecznością zaserwował kibicom dramaturgię przez cały mecz, ale zrehabilitował się w samej końcówce meczu. W ciągu czterech minut skompletował hat-tricka. W osiemdziesiątej dziewiątej minucie Lewy wykorzystał doskonałe podanie w uliczkę od Milika, a chwilę
później dołożył głowę do bardzo sprytnego dośrodkowania wracającego do
kadry Jakuba Błaszczykowskiego. Gdy Stadion Narodowy wystarczająco
eksplodował, Lewandowski nie miał dość. Kolejną asystą popisał się
Milik, a Robert w sytuacji sam na sam nie dał szans gruzińskiemu bramkarzowi.
Patrząc na przebieg spotkania, można stwierdzić, że było to "lewe spotkanie". Najpierw Lewy spudłował w sytuacjach w których klasa światowa nie może spudłować i spowodował olbrzymią dramaturgię, potem lewa noga Milika dała nam długo wyczekiwane prowadzenie, a na koniec Lewandowski urządził sobie strzelanie, po którym wprowadził całą Polskę w stan euforii.
Polacy dokonali zatem czegoś niewiarygodnego-wygrali mecz 4:0, ale
niemal do końca nikt nie był pewien zwycięstwa. Nikt jednak nie będzie
rozliczał Biało-Czerwonych z nadmiernej dawki emocji. Zwłaszcza, że
finały Euro 2016 przybliżyły się o kolejny krok. Polska pozostała liderem grupy D. Zgromadziła czternaście punktów i o jeden wyprzedza Niemców, z którymi spotka się w następnej kolejce. Czwartego września we Frankfurcie rozstrzygnie się kto zajmie pierwsze miejsce w grupie.
Dobry tytuł, faktycznie Lewandowski przyprawił kibiców o siwe włosy:)))
OdpowiedzUsuńJedziemy do Francji!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!We wrześniu walniemy Niemców i z pierwszego miejsca awansujemy.Zobaczycie Niemcy będą płakać:)
OdpowiedzUsuńLewandowski jest najlepszym piłkarzem w kadrze.Przy nim Milik się rozwija i gra coraz lepiej.Mamy najlepszy atak w Europie.
OdpowiedzUsuń