Tydzień czasu minęło od finału Ligi Mistrzów. Od ostatniego gwizdka zastanawiałem się czy napisać artykuł na temat magicznego wieczoru jakim powinien być finał najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie. Ostatecznie, czego dowodem jest artykuł który Państwo czytają, zdecydowałem się napisać. Dwa zespoły, które z przebiegu sezonu zasłużyły na występ w meczu rozgrywanym w tej edycji na Stadionie Światła w Lizbonie, powinny tego wieczora uszczęśliwić księcia. Niestety tego wieczora żaba od pocałunku nie zamieniła się w księżniczkę i kibice na całym świecie wynudzili się w trakcie oglądania meczu. Można było przewidzieć przed samym meczem, że będziemy świadkami piłkarskich szachów, ponieważ obydwa zespoły preferowały przez cały sezon styl gry oparty na kontratakach i przygotowaniu fizycznym. Decydującymi elementami były stałe fragmenty gry. Przez cały regulaminowy czas gry lepszym i pewniejszym zespołem w swoich poczynaniach było Atletico Madryt. Po raz kolejny można było zauważyć, że największą siłą Los Colchoneros jest zespołowość. Zejście na początku meczu z powodu kontuzji najlepszego strzelca Diego Costy, nie zmieniło obrazu gry. Z drugiej strony zobaczyliśmy bardzo chaotyczną grę, która była konsekwencją stylu gry Realu Madryt opartą na indywidualnościach. Cristiano Ronaldo i Gareth Bale zaprezentowali się bardzo słabo. Piłka nożna jest dyscypliną nieprzewidywalną i niesprawiedliwą i 24 maja 2014 roku mieliśmy tego dowód. Nic nie wskazywało, że Real w ogóle zagrozi i zdoła doprowadzić do remisu w regulaminowym czasie gry. Brak klarownych sytuacji, żadnego pomysłu na sforsowanie obrony Atletico, a mimo to w doliczonym czasie gry udało się Królewskim wyrównać i doprowadzić do dogrywki. Drużyna Carlo Ancelottiego powinna podziękować za przedwczesny prezent świąteczny przeciwnikowi, gdyż to kardynalny błąd w kryciu przy stałym fragmencie gry utrzymał białą część Madrytu przy życiu. Jestem przekonany, że kibiców na całym świecie zaskoczył taki przebieg wydarzeń w doliczonym czasie, ponieważ obok zespołowości najmocniejszą bronią przez cały sezon drużyny Diego Simeone były stałe fragmenty. Pokuszę się o stwierdzenie, że Atletico było najlepszą klubową drużyną w Europie w sezonie 2013/14 w tym aspekcie gry. Bramka Ramosa miała decydujący wpływ na końcowy wynik, gdyż zabiła psychicznie Los Rojiblancos i spowodowała powstanie wolnych przestrzeni, które przy wysokich umiejętnościach indywidualnych poszczególnych piłkarzy Realu i różnych stanach emocjonalnych drużyn, zostały perfekcyjnie wykorzystane w dogrywce. Jednak końcowy rezultat meczu krzywdzi aktualnych mistrzów Hiszpanii i nie odzwierciedla wydarzeń na boisku. Podsumowując, Real zdobył La Decimę w kompromitującym stylu i nawet oceny nie poprawi dogrywka, Atletico nie może nic sobie zarzucić, zasłużyło na zwycięstwo, ale przypadek sprawił, że to Los Blancos wznieśli puchar.Gratulacje dla całego Madrytu.
Zgadzam się, psychika siadła, ale mam też wrażenie, że piłkarze A.M. opadli trochę z sił. Jednak to oni przez 90 min non stop stosowali pressing. Szkoda, że tak się stało, ale nie osobiści uważam, że mecz był ciekawy i dobrze się go oglądało.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że brakowało jakości piłkarskiej.
OdpowiedzUsuńDecima jest nasza. Vamos Ramos.Vamos Blancos.
OdpowiedzUsuń