PRAWDZIWA MIŁOŚĆ

Napisał Radek @ 11 stycznia 2015

Atletico Madryt daje swojemu najsławniejszemu wychowankowi szansę na powrót do wielkiego futbolu. Ostatnią, może niezasłużoną, na którą nie zapracował teraz, ale wiele lat temu.W Wigilię transakcja stała się tajemnicą poliszynela. AC Milan, w którym od pół roku grał Fernando Torres, nie miał nic przeciwko wymienieniu go z Atletico Madryt na Alessio Cerciego. Tak naprawdę pogrążony w kryzysie klub z Mediolanu powinien na tym tylko zyskać. 27-letni Cerci to reprezentant Włoch, który w poprzednim sezonie w Serie A zdobył dla Torino 13 goli. Latem Atletico wydało 16 mln euro, by szybkość, przebojowość i brawura Cerciego stały się wartością dodaną w drużynie mistrza Hiszpanii. Włoch zawiódł jednak na całej linii. Zagrał w sześciu meczach Primera Division nie zdobywając bramki. Z pewnością zasługiwał na więcej okazji do gry, ale gdy pojawił się pomysł wymienienia go na Torresa, wszyscy ludzie związani z Atletico stracili jak jeden mąż umiejętność trzeźwego myślenia. Nawet pragmatyczny trener Diego Simeone jest entuzjastą powrotu 31-letniego piłkarza o pseudonimie „El Nino”. Fernando jest symbolem, wychowankiem, dumą, miłością, a kibice uznają go wręcz za dziecko klubu z Vicente Calderon. W latach największej świetności o napastnika zabiegał Real Madryt. Ale miłość i lojalność wobec Atletico kazały mu zawsze odrzucać zaloty najbogatszego klubu świata. Dlatego, gdy 6,5 roku temu wszyscy doszli do wniosku, że „Dzieciak” z Vicente Calderon przerasta klasą drużynę Atletico, został sprzedany do ligi angielskiej. Nie ma w klubie z Vicente Calderon nikogo, kto by nie wierzył, że powrót Torresa to coś wręcz magicznego. Oficjalnie transfer został ogłoszony 5 stycznia, gdy we Włoszech otworzyło się okno transferowe. Zostawił klub drewniany, zastaje murowany. - Dam z siebie wszystko, a nawet więcej – obiecał piłkarz fanom z Vicente Calderon. Ci nie mają cienia wątpliwości. Do jakiego stopnia Torres jednoczy ludzi związanych z klubem pokazuje przykład Frente Atletico, grupy ultrasów usuniętych niedawno ze stadionu za brutalną bijatykę w centrum Madrytu, w której zginął ultras Deportivo La Coruna. Członkowie tej grupy świętują powrót Torresa fotomontażem pokazującym piłkarza trzymającego w rękach flagę stowarzyszenia. Podpis brzmi standardowo: „Witaj w domu”. Torres stał się talizmanem Atletico w najcięższych czasach, gdy mając 17 lat debiutował w klubie, który pod rządami demonicznego prezesa Jesusa Gila, błąkał się w II lidze. Gil, burmistrz kurortu Marbella był w tamtym czasie aresztowany za nadużycia finansowe. Stojąc na czele Atletico potrafił wyrzucić z pracy czterech trenerów podczas jednego sezonu. Sprowadzał też niezłych piłkarzy, ale drużyna regularnie grała poniżej oczekiwań. Także po powrocie do Primera Division, gdzie Fernando został kapitanem Atletico w wieku zaledwie 19 lat. Torres chciał grać na Vicente Calderon do końca kariery. Dlatego odrzucił lukratywną ofertę Romana Abramowicza, właściciela Chelsea. Kiedy jednak w sezonie 2006-2007 Atletico znów nie zakwalifikowało się do europejskich pucharów, „El Nino” uznał, że zostając w Madrycie, niczego nie osiągnie. Postanowił wyemigrować do Premier League, Liverpool zapłacił za niego blisko 40 mln euro. W nowym klubie nastąpił jednak dalszy ciąg nieszczęść Torresa. Hiszpański napastnik grał znakomicie, zdobywał gole, w cztery sezony trafił do siatki 81 razy w 142 meczach, z czego aż 65 w Premier League. Ale drużyna z Anfield Road nie zdobyła w tym czasie żadnego trofeum. To było dla niego impulsem do „zdrady” jak określili to fani Liverpoolu. Hiszpan opuścił klub w styczniu 2011 roku przenosząc się do Chelsea za rekordową kwotę 58 mln euro. Został w tamtym czasie najdroższym graczem w Premier League i piątym na liście najdroższych w historii, po Ronaldo, Ibrahimovicu, Zidane, Figo i Kace. Wtedy świat Torresa przewrócił się do góry nogami. Pierwszego gola dla Chelsea zdobył dopiero w dziesiątym meczu. Odtąd Hiszpana obowiązywała przeciwna zasada: on grał słabo, strzelał mało, ale jego klub zdobywał trofea. Z „The Blues” Torres wygrał Puchar Anglii, Ligę Mistrzów i Ligę Europy, jego skuteczność w porównaniu do czasów Liverpoolu spadła w lidze angielskiej prawie czterokrotnie. Stał się w klubie ze Stamford Bridge, drugą, zbędną rzeczą. Stąd Jose Mourinho po powrocie do Chelsea w 2013 roku, zatrzymał Hiszpana tylko sezon. I bez żalu wypożyczył latem do Milanu. Na zsyłkę, ale w Mediolanie Torres trafił do siatki zaledwie raz (w przegranym meczu z Empoli) i wylądował na ławce. Nawet w pogrążonym w kryzysie klubie z San Siro okazał się bezużyteczny. W czasie, gdy gwiazda Torresa gasła, gwiazda Atletico się zapalała. W grudniu 2011 roku trenerem zespołu z Vicente Calderon został jego były piłkarz Diego Simeone. I jak czarodziej odmienił drużynę skazaną na porażki. Wiosną 2012 Atletico wygrało Ligę Europy, a potem Superpuchar po zwycięstwie 4:1 nad Chelsea – klubem Torresa. W poprzednim sezonie drużyna odzyskała mistrzostwo Hiszpanii i dotarła do finału Ligi Mistrzów, stając się rewelacją europejskiej piłki. Zostawiał ukochany klub, bo wyrósł ponad jego miarę. Dziś wraca do drużyny, której będzie się starał dorównać wszystkimi siłami. Włoski trener Fabio Capello uważa, że Simeone wydobędzie z Torresa co najlepsze, przywróci mu motywację i nadzieję. Piłkarz nie jest jeszcze stary: 31 lat skończy dopiero w marcu. Pytanie: czy „Dzieciak” nie jest już zupełnie zgraną kartą? Torres nie jest wyłącznie legendą Atletico, ale całej hiszpańskiej piłki. Dla niej zrobił znacznie więcej. Już w reprezentacjach juniorskich zdobywał tytuły mistrza Europy okraszone premiami dla najlepszego strzelca, lub najlepszego gracza turnieju. W pierwszej reprezentacji debiutował 6 września 2003 roku w starciu z Portugalią, pierwszego gola wbił Włochom siedem miesięcy później. W 110 spotkaniach dla „La Roja” zdobył 38 goli, co w klasyfikacji strzelców wszech czasów daje mu trzecie miejsce za Davidem Villą i Raulem Gonzalezem. W drużynie narodowej na pecha Torres mógł narzekać tylko na początku, Euro 2004 i mundial w Niemczech zakończyły się dla „La Roja” porażkami. Potem nastąpiła fantastyczna seria triumfów na Euro 2008, mundialu w RPA i Euro 2012. „El Nino” zdobywał gole w obu zwycięskich finałach mistrzostw kontynentu. W 2008 roku zajął trzecie miejsce w plebiscycie Złota Piłka wyprzedzony tylko przez Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego. Wróżono mu wtedy taką samą karierę jak Portugalczykowi i Argentyńczykowi. Załamanie formy przyszło w kwiecie wieku, czyli wtedy, gdy przestał być dzieciakiem. Atletico, jego klub daje mu ostatnią szansę.Nikt inny, poza ludźmi związanymi z klubem z Vicente Calderon już w jego odrodzenie nie wierzy. Na prezentacji było 45 tysięcy kibiców. Dzisiaj obejrzy go ponad 98 tysięcy kibiców na Camp Nou, idealny moment na przywitanie się i powrót godny króla, gdyż zagra przeciwko drużynie której jest katem, potrafi jak nikt inny strzelać jej bramki. Oczywiście jeżeli zagra, jeżeli nie to będzie jego osobista porażka, początek końca kariery.

2 komentarze:

  1. Będzie się działo.Zostały ponad dwie godziny.Barca wygra 3:0 i zaprzeczy pogłoskom o wewnętrznych konfliktach.VISCA EL BARCA!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Torres był na boisku?:)))))

    OdpowiedzUsuń