Atletico Madryt daje swojemu najsławniejszemu wychowankowi
szansę na powrót do wielkiego futbolu. Ostatnią, może niezasłużoną, na
którą
nie zapracował teraz, ale wiele lat temu.W Wigilię transakcja stała się
tajemnicą poliszynela. AC Milan, w którym od pół roku grał Fernando
Torres, nie
miał nic przeciwko wymienieniu go z Atletico Madryt na Alessio Cerciego.
Tak
naprawdę pogrążony w kryzysie klub z Mediolanu powinien na tym tylko
zyskać. 27-letni
Cerci to reprezentant Włoch, który w poprzednim sezonie w Serie A zdobył
dla
Torino 13 goli. Latem Atletico wydało 16 mln euro, by szybkość,
przebojowość i
brawura Cerciego stały się wartością dodaną w drużynie mistrza
Hiszpanii. Włoch
zawiódł jednak na całej linii. Zagrał w sześciu meczach Primera Division
nie
zdobywając bramki. Z pewnością zasługiwał na więcej okazji do gry, ale
gdy
pojawił się pomysł wymienienia go na Torresa, wszyscy ludzie związani z
Atletico stracili jak jeden mąż umiejętność trzeźwego myślenia. Nawet
pragmatyczny trener Diego Simeone jest entuzjastą powrotu 31-letniego
piłkarza
o pseudonimie „El Nino”. Fernando jest symbolem, wychowankiem, dumą,
miłością,
a kibice uznają go wręcz za dziecko klubu z Vicente Calderon. W latach
największej
świetności o napastnika zabiegał Real Madryt. Ale miłość i lojalność
wobec
Atletico kazały mu zawsze odrzucać zaloty najbogatszego klubu świata.
Dlatego,
gdy 6,5 roku temu wszyscy doszli do wniosku, że „Dzieciak” z Vicente
Calderon
przerasta klasą drużynę Atletico, został sprzedany do ligi angielskiej.
Nie ma
w klubie z Vicente Calderon nikogo, kto by nie wierzył, że powrót
Torresa to
coś wręcz magicznego. Oficjalnie transfer został ogłoszony 5 stycznia,
gdy we
Włoszech otworzyło się okno transferowe. Zostawił klub drewniany,
zastaje
murowany. - Dam z siebie wszystko, a nawet więcej – obiecał piłkarz
fanom z
Vicente Calderon. Ci nie mają cienia wątpliwości. Do jakiego stopnia
Torres
jednoczy ludzi związanych z klubem pokazuje przykład Frente Atletico,
grupy
ultrasów usuniętych niedawno ze stadionu za brutalną bijatykę w centrum
Madrytu, w której zginął ultras Deportivo La Coruna. Członkowie tej
grupy
świętują powrót Torresa fotomontażem pokazującym piłkarza trzymającego w
rękach
flagę stowarzyszenia. Podpis brzmi standardowo: „Witaj w domu”. Torres
stał się
talizmanem Atletico w najcięższych czasach, gdy mając 17 lat debiutował w
klubie, który pod rządami demonicznego prezesa Jesusa Gila, błąkał się w
II
lidze. Gil, burmistrz kurortu Marbella był w tamtym czasie aresztowany
za
nadużycia finansowe. Stojąc na czele Atletico potrafił wyrzucić z pracy
czterech trenerów podczas jednego sezonu. Sprowadzał też niezłych
piłkarzy, ale
drużyna regularnie grała poniżej oczekiwań. Także po powrocie do Primera
Division,
gdzie Fernando został kapitanem Atletico w wieku zaledwie 19 lat. Torres
chciał
grać na Vicente Calderon do końca kariery. Dlatego odrzucił lukratywną
ofertę
Romana Abramowicza, właściciela Chelsea. Kiedy jednak w sezonie
2006-2007
Atletico znów nie zakwalifikowało się do europejskich pucharów, „El
Nino”
uznał, że zostając w Madrycie, niczego nie osiągnie. Postanowił
wyemigrować do
Premier League, Liverpool zapłacił za niego blisko 40 mln euro. W nowym
klubie
nastąpił jednak dalszy ciąg nieszczęść Torresa. Hiszpański napastnik
grał
znakomicie, zdobywał gole, w cztery sezony trafił do siatki 81 razy w
142
meczach, z czego aż 65 w Premier League. Ale drużyna z Anfield Road nie
zdobyła
w tym czasie żadnego trofeum. To było dla niego impulsem do „zdrady” jak
określili to fani Liverpoolu. Hiszpan opuścił klub w styczniu 2011 roku
przenosząc się do Chelsea za rekordową kwotę 58 mln euro. Został w
tamtym
czasie najdroższym graczem w Premier League i piątym na liście
najdroższych w
historii, po Ronaldo, Ibrahimovicu, Zidane, Figo i Kace. Wtedy świat
Torresa
przewrócił się do góry nogami. Pierwszego gola dla Chelsea zdobył
dopiero w
dziesiątym meczu. Odtąd Hiszpana obowiązywała przeciwna zasada: on grał
słabo,
strzelał mało, ale jego klub zdobywał trofea. Z „The Blues” Torres
wygrał
Puchar Anglii, Ligę Mistrzów i Ligę Europy, jego skuteczność w
porównaniu do
czasów Liverpoolu spadła w lidze angielskiej prawie czterokrotnie. Stał
się w
klubie ze Stamford Bridge, drugą, zbędną rzeczą. Stąd Jose Mourinho po
powrocie
do Chelsea w 2013 roku, zatrzymał Hiszpana tylko sezon. I bez żalu
wypożyczył
latem do Milanu. Na zsyłkę, ale w Mediolanie Torres trafił do siatki
zaledwie
raz (w przegranym meczu z Empoli) i wylądował na ławce. Nawet w
pogrążonym w
kryzysie klubie z San Siro okazał się bezużyteczny. W czasie, gdy
gwiazda
Torresa gasła, gwiazda Atletico się zapalała. W grudniu 2011 roku
trenerem
zespołu z Vicente Calderon został jego były piłkarz Diego Simeone. I jak
czarodziej odmienił drużynę skazaną na porażki. Wiosną 2012 Atletico
wygrało
Ligę Europy, a potem Superpuchar po zwycięstwie 4:1 nad Chelsea – klubem
Torresa. W poprzednim sezonie drużyna odzyskała mistrzostwo Hiszpanii i
dotarła
do finału Ligi Mistrzów, stając się rewelacją europejskiej piłki.
Zostawiał ukochany
klub, bo wyrósł ponad jego miarę. Dziś wraca do drużyny, której będzie
się
starał dorównać wszystkimi siłami. Włoski trener Fabio Capello uważa, że
Simeone wydobędzie z Torresa co najlepsze, przywróci mu motywację i
nadzieję. Piłkarz nie jest jeszcze stary: 31 lat skończy dopiero w
marcu.
Pytanie: czy „Dzieciak” nie jest już zupełnie zgraną kartą? Torres nie
jest
wyłącznie legendą Atletico, ale całej hiszpańskiej piłki. Dla niej
zrobił
znacznie więcej. Już w reprezentacjach juniorskich zdobywał tytuły
mistrza
Europy okraszone premiami dla najlepszego strzelca, lub najlepszego
gracza
turnieju. W pierwszej reprezentacji debiutował 6 września 2003 roku w
starciu z
Portugalią, pierwszego gola wbił Włochom siedem miesięcy później. W 110
spotkaniach dla „La Roja” zdobył 38 goli, co w klasyfikacji strzelców
wszech
czasów daje mu trzecie miejsce za Davidem Villą i Raulem Gonzalezem. W
drużynie
narodowej na pecha Torres mógł narzekać tylko na początku, Euro 2004 i
mundial
w Niemczech zakończyły się dla „La Roja” porażkami. Potem nastąpiła
fantastyczna seria triumfów na Euro 2008, mundialu w RPA i Euro 2012.
„El Nino”
zdobywał gole w obu zwycięskich finałach mistrzostw kontynentu. W 2008
roku
zajął trzecie miejsce w plebiscycie Złota Piłka wyprzedzony tylko przez
Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego. Wróżono mu wtedy taką samą karierę
jak
Portugalczykowi i Argentyńczykowi. Załamanie formy przyszło w kwiecie
wieku,
czyli wtedy, gdy przestał być dzieciakiem. Atletico, jego klub daje mu
ostatnią
szansę.Nikt inny, poza ludźmi związanymi z klubem z Vicente
Calderon już w jego odrodzenie nie wierzy. Na prezentacji było 45
tysięcy kibiców. Dzisiaj obejrzy go ponad 98 tysięcy kibiców na Camp
Nou, idealny moment
na przywitanie się i powrót godny króla, gdyż zagra przeciwko drużynie
której
jest katem, potrafi jak nikt inny strzelać jej bramki. Oczywiście jeżeli
zagra,
jeżeli nie to będzie jego osobista porażka, początek końca kariery.
Będzie się działo.Zostały ponad dwie godziny.Barca wygra 3:0 i zaprzeczy pogłoskom o wewnętrznych konfliktach.VISCA EL BARCA!!!
OdpowiedzUsuńCzy Torres był na boisku?:)))))
OdpowiedzUsuń