Awans
Barcelony do półfinału Pucharu Króla był przy okazji dowodem, jak głęboko Luis
Enrique zrewolucjonizował sposób myślenia swoich piłkarzy. Odblaskowy kolor
koszulek gości z Camp Nou „krzyczał”, że tego wieczoru stanie się na Vicente
Calderon coś niezwykłego. Barcelona zaczęła mecz od tak kuriozalnego błędu,
jakby sama chciała powiększyć stopień trudności rewanżu z Atletico. Javier
Mascherano, jeden z najrozważniejszych graczy, jakich ma w kadrze Luis Enrique
posłał krzyżową piłkę do rywala, potem dał się ograć jak junior Fernando
Torresowi i w kilkadziesiąt sekund Atletico odrobiło straty z pierwszego meczu.
"El Nino" spisał się jak w 1/8 finału na Santiago Bernabeu. Wydawało
się, że musimy zobaczyć starty, zgrany scenariusz z życia Katalończyków
prezentowany od lat bez modyfikacji. Barca miała ustawić atak pozycyjny,
Atletico cofnąć się do obrony i kontrolować mecz bez piłki, czyli tak jak najbardziej
lubi Diego Simeone. W rzeczywistości stało się coś przeciwnego, jakby obie
drużyny postanowiły wcielić się w swoich rywali. W 45 minut Barcelona zdobyła
dwie bramki z kontrataku, jedną po stałym fragmencie gry (samobójczy strzał
Mirandy) – co się jej raczej w ogóle nie zdarzyło. Czyhać na okazję do kontry
to specjalność zakładu Realu Madryt, akcje po rożnych i wolnych to strategie
Atletico ocierające się o mistrzostwo. Barca zmieniła się jak kameleon i
okazało się, że efekt był piorunujący. Nikt nie mógł nawet marzyć o tym, by
Katalończycy w zaledwie 45 minut zniechęcili do walki o półfinał takiego rywala
jak mistrz Hiszpanii. A jednak to się udało, w dodatku absolutnie rewolucyjnymi
metodami. Kontry Barcelony kończone przez Neymara były zabójcze. W dramatyczny
mecz niepotrzebnie wmieszał się sędzia z dwoma kluczowymi błędami. Mascherano
nie faulował Juanfrana w polu karnym, więc jedenastka dla Atletico była wyssana
z palca, powinna być odgwizdana tuż przed golem na 3:2 dla Katalończyków, gdy
Griezmann trafił piłką w rękę Jordiego Alby. Czerwona kartka dla Gabiego w
drodze do szatni była dla Atletico ciosem ostatecznym i samobójczym (bardziej
samobójczym niż gol Mirandy). Kapitan Atletico zabił wiarę w swoich kolegach i
odebrał kibicom wszelkie szanse na przeżywanie wielkich emocji do końca. Druga
połowa mogła się nie odbyć. Gospodarze podkulili ogon, cofnęli się na swoją
połowę, czekając, co najwyżej na okazję do postawienia stempla korkami na
piszczelach gości. Ci głównie unikali walki, która była już rozstrzygnięta. Luis
Enrique musiał być jednak tego wieczoru przeszczęśliwy. Od początku sezonu
poszukiwał sposobów na wzmocnienie gry defensywnej i rozwiązanie problemów
„zakleszczania” się ataku pozycyjnego pod bramką przeciwną. Jego drużyna miała
szukać zmiany metod, tempa gry eliminując tę paraliżującą ją przewidywalność.
Najszybszym egzaminem na postępy zmiany mentalności graczy z Camp Nou były
starcia z PSG, Realem i Atletico. Znaczący miał być szczególnie ten ostatni
rywal, bo w ubiegłym sezonie najmisterniej i najbardziej regularnie obnażał
wady Katalończyków. Wyjazd do Paryża zakończył się porażką Barcelony, wyjazd na
Santiago Bernabeu także. Można było tylko mieć nadzieję, że drużyna z Leo
Messim w nowej roli wciąż jest dopiero w połowie drogi do celu wyznaczonego
przez trenera. To był ambitny i śmiały plan, zmiana sposobu gry Barcelony jest
czymś znacznie więcej niż sprawą taktyki. Styl gry drużyny z Camp Nou to
kwestia fundamentalna, dziedzictwo, znak rozpoznawczy wynoszony na sztandary. Trzy
mecze z Atletico były już jednak takie, o jakich Enrique mógł marzyć.
Zwycięstwo 3:1 w lidze, 1:0 w Pucharze Króla i środowe 3:2 na Vicente
Calderon w rewanżu dają obraz postępów dokonanych przez Barcę. To jest dziś
drużyna grająca inaczej. I co nie bez znaczenia - w zgodzie z tradycją, sam
Johann Cruyff nie miałby się do czego przyczepić. Oczywiście przyszłości
przewidzieć się nie da, nie ma podstaw, by twierdzić, że Enrique odniesie
sukces. Jedno jest pewne, a przed meczami z Atletico nie było – że nowy trener
Barcy nie jest skazany na porażkę.
Barca zdobędzie w tym sezonie potrójną koronę.
OdpowiedzUsuńMagiczna różdżka działa perfekcyjnie, Barca gra fenomenalnie.
OdpowiedzUsuń