Czekaliśmy, czekaliśmy i w końcu się doczekaliśmy. Poznaliśmy parę finałową tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Przed rozpoczęciem rozgrywek tylko nieliczni wymieniali te drużyny jako faworytów do berlińskiego finału. Byli to kibice obydwóch drużyn. Sceptycyzm do dwójki finalistów na początku sezonu brał się ze zmiany trenera i odejścia lub powolnego zakończenia kariery przez wiodące osoby w ostatnich latach u jednej z drużyn. Drugi klub z powodu ostatnich niepowodzeń na arenie międzynarodowej nie był brany pod uwagę w kontekście szóstego czerwca 2015 roku.
Z biegiem czasu i postępów jakie dokonali piłkarze jednej z drużyn, dziennikarze, eksperci a przede wszystkim kibice zaczęli ich wymieniać w roli jednego z faworytów tegorocznej edycji. Im bliżej końca sezonu, kataloński klub stał się głównym faworytem do zdobycia Pucharu Europy.
Półfinałowe mecze potwierdziły wielką siłę FC Barcelony. Po zwycięstwie na Camp Nou 3:0, Duma Katalonii przyjechała do Monachium dopełnić formalności. Spokojnie zaczęła rewanż, ale w siódmej minucie po rzucie rożnym Medhi Benatia strzelił bramkę i Bayern Monachium objął prowadzenie. Na trybunach euforia, kibice zaczęli wierzyć w odwrócenie niekorzystnego wyniku z pierwszego meczu i awans do finału. Nic z tego! Bramka tylko rozdrażniła katalońską drużynę, która w piętnastej i dwudziestej dziewiątej minucie zadała dwa ostateczne ciosy. Autorem obydwóch trafień był Neymar, który wykorzystał podania Luisa Suareza. Euforia opadła, zeszło powietrze z Bawarczyków, a Barca do końca pierwszej połowy kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku. Po wzorowo wykonanej pracy w pierwszej połowie, FC Barcelona w drugiej była już myślami przy kolejnych spotkaniach. Totalne odpuszczenie drugiej części meczu umożliwiło Bayernowi wygranie tego spotkania. Po bramkach w pięćdziesiątej dziewiątej minucie Roberta Lewandowskiego i w siedemdziesiątej czwartej Thomasa Mullera, niemiecka drużyna wygrała ostatecznie 3:2. Moim skromnym zdaniem postawa podopiecznych Luisa Enrique była spowodowana nie tylko oszczędzaniem sił przed następnymi meczami, ale również nie upokarzaniem byłego szkoleniowca Barcy Pepa Guardioli. FC Barcelona była lepsza w dwumeczu i zasłużenie awansowała do berlińskiego finału.
Z powodu minimalnej przewagi jaką sobie wypracowali piłkarze Juventusu w pierwszym meczu, środowy rewanż zapowiadał się ciekawiej niż starcie na Allianz Arena . Wynik 2:1 powodował, że obydwie drużyny miały cały czas szanse na awans. Jak się okazało, jednobramkowe zwycięstwo Starej Damy u siebie dało awans do finału Ligi Mistrzów. Na Santiago Bernabeu Real Madryt nie był w stanie odwrócić niekorzystnego wyniku z Juventus Stadium. Po pierwszych sennych minutach spotkania, do głosu doszli piłkarze Królewskich, których przewaga z minuty na minutę rosła. W dwudziestej trzeciej minucie, po faulu w polu karnym Giorgio Chielliniego na Jamesie Rodriguezie, Cristiano Ronaldo wykorzystał karnego, a Real prowadził 1:0. Na trybunach kibice zaczęli się cieszyć, ponieważ w tym momencie to podopieczni Carlo Ancelottiego byli w finale. Real starał się jeszcze w pierwszej połowie podwyższyć rezultat, ale ta sztuka nie udała się. Po przerwie zobaczyliśmy zupełnie inny Real. Jednak nikt nie może być zaskoczony taką sytuacją, gdyż symptomy słabszej drugiej części meczu można było zauważyć u Królewskich od początku tego roku. Pierwsze minuty po przerwie to przewaga Starej Damy, która w pięćdziesiątej siódmej minucie doprowadziła do wyrównania, autorem bramki był wychowanek Królewskich Alvaro Morata. W tym momencie to Juventus był w finale. Real starał się zdobyć kolejną bramkę, ale do końca meczu nie był w stanie. Królewscy nie potrafili stworzyć chociaż jednej stuprocentowej sytuacji. Bardzo słabo zaprezentowało się trio BBC, a najsłabszy z tej trójki był Cristiano Ronaldo. Z perspektywy dwumeczu Stara Dama w pełni zasłużyła na awans do finału.
Szóstego czerwca zapowiada się fantastyczny wieczór. Do Berlina wracają Mistrzowie Świata z 2006 roku, którzy na Stadionie Olimpijskim podnieśli puchar. El Tridente w finale to wspaniała informacja dla kibiców piłki nożnej. Na przeciw siebie staną odwieczni wrogowie z Premier League. Luis Suarez i Patrice Evra-czy Urugwajczyk poda rękę Francuzowi? El Pistolero również spotka się oko w oko z Giorgio Chiellinim, którego ugryzł podczas meczu Włochy-Urugwaj na brazylijskim Mundialu w zeszłym roku.
Kto zostanie tegorocznym triumfatorem Ligi Mistrzów? Bukmacherzy już wiedzą, według nich zdecydowanym faworytem finału jest FC Barcelona. Ostateczną odpowiedź uzyskamy za niecały miesiąc. Kibicom pozostało uzbroić się w cierpliwość i odliczać czas do berlińskiego wydarzenia. Jedno jest już przesądzone-nie zostanie naruszona tradycja Ligi Mistrzów, po raz kolejny nikt nie obroni trofeum najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie.
Barca wygra finał 4:0!
OdpowiedzUsuńMasz rację, Barca rozjedzie Starą Damę!
OdpowiedzUsuńJeden puchar już zdobyli, został Puchar Króla i Liga Mistrzów.
OdpowiedzUsuń